Aleksander: Grałem w mieście jak z thrillera!

Aleksander to obecnie najlepszy strzelec pierwszoligowej Sandecji Nowy Sącz. Snajper z ekstraklasową przeszłością i być może przyszłością opowiada o życiu na Cyprze, tamtejszych trunkach, wielkich pieniądzach i Odrze Wodzisław.

Zimno było panu nad Morzem Śródziemnym, czy może boi się pan duchów, że postanowił tak szybko wrócić do kraju (po pół roku)?
Było ciepło i to bardzo, momentami aż za gorąco. Duchów się jeszcze nie boję (śmiech). A wróciłem, ponieważ klub zaczął mieć ogromne kłopoty z regulowaniem zobowiązań.

Arkadiusz Aleksander (w środku) cieszy się z kolejnej bramki dla Sandecji / Fot. Fot: Ekstraklasa.net/ Michał Ostałowski/Polskapresse

Jak podają statystyki strzelił pan pięć bramek w dziewięciu meczach w barwach Nea Salamis Famagusta, drużyny z zaplecza ekstraklasy Cypru - Dywizji B. To naprawdę przyzwoity wynik. Nie było oferty przedłużenia kontraktu ze strony tamtejszych działaczy?
Kontrakt miałem podpisany na półtora roku, a z klubem wywalczyliśmy awans do Dywizji A (tamtejsza ekstraklasa). Po awansie okazało się, że klub jest niewypłacalny. Dostali jakieś wyroki z UEFA do natychmiastowej spłaty albo brak awansu. Postanowiłem wrócić do kraju. Salamina spadła z ligi z hukiem. W pierwszej rundzie nie wygrali ani jednego meczu, na wiosnę chyba jeden. Jeszcze jedna ciekawostka: w trakcie sezonu przed jednym meczem przyszedł prezes, otworzył walizkę pieniędzy, a w niej sto tysięcy euro i mówi: "Panowie to jest dodatkowa premia dla zespołu za zwycięstwo dzisiaj!". Mecz wygraliśmy, ale po meczu prezes zniknął razem z walizką. Podobnych sytuacji było kilka.

Jak podobała się panu Famagusta? Miasto ma dwie twarze, z jednej strony piękne widoki i morze, a z drugiej zrujnowane budynki, w których nikt nie mieszka już ponad trzydzieści lat, a dokładnie od tureckiej inwazji z 1974 roku! Właśnie, dlatego nazywają je miastem duchów. Widział Pan to na własne oczy?
Cypryjczycy mówią, że Famagusta to najpiękniejsze miejsce na Cyprze. I tak jest. Miałem jednak okazję oglądać to miasto zza drutu kolczastego, bo obecnie jest tam strefa zdemilitaryzowana pilnowana przez wojsko, nikt tam nie mieszka i nawet trudno tam się dostać. Widok jest porażający, jak w thrillerze. Wieżowce bez okien, ulice puste. Czas tam stanął trzydzieści pięć lat temu.

Ujęli czymś pana tamtejsi mieszkańcy? Ponoć to bardzo wyluzowani i szczęśliwi ludzie. Jak wygląda tamtejsze życie, da się je w ogóle w jakiś sposób porównać do tego w Polsce?
Na pewno ujęli mnie spokojem. Życie dla nich toczy się bardzo powoli i na wszystko mają czas. Są wyluzowani i zawsze pogodni, ale jak tu nie być - codziennie rano budzi cię słońce. Wtedy zawsze lepiej się czujesz. Wydaje się, że to są ludzie bez emocji, ale jak wychodzisz na mecz to jest zupełnie inaczej. W czasie zawodów reagują bardzo żywiołowo, jakby walczyli o życie. A tak poza tym to normalni Europejczycy, jak my.

Zakosztował Pan specjałów tamtejszej kuchni?
Tak, jadłem souvlaki (zazwyczaj wieprzowe, lub drobiowe kawałki mięsa pieczone na ruszcie- przyp.red.) i jeszcze kilka ich specjałów z kategorii „owoce morza”. Kuchnia jest tam bardzo smaczna.

Wiosną, a wtedy właśnie grał pan na Wyspie Afrodyty, temperatura oscyluje w granicach dwudziestu stopni Celsjusza. Rzeczywiście było tam tak "chłodno"? Cypr kojarzy się przeciętnemu Polakowi z przynajmniej czterdziestoma stopniami.

(...)

Ciąg dalszy na:

  



  


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Cmentarz w Kobylance. Połowa października 2021

Z aparatem. W przeddzień Wszystkich Świętych - wizyta na cmentarzu w Gorlicach 28/10/2024

Filmy na Halloween - moja TOP 10 horrorów