Filip Burkhardt: Boruc fajnie mnie ugościł!
Burkhardt cieszy się z bramki (po prawej) fot. Piotr Jarmułowicz (Ekstraklasa.net)
Filip Burkhardt niedawno podpisał kontrakt z Sandecją Nowy Sącz. Urodzony w Poznaniu pomocnik niemal od razu stał się ważnym ogniwem drużyny Mariusza Kurasa. Piłkarz w wywiadzie dla "Tylko Piłki" opowiada m.in. o swojej dziewczynie, o Arturze Borucu i zdradza też dlaczego Arka Gdynia jest magiczna.
24 sierpnia podpisał Pan umowę z Sandecją. Od tego czasu, nie licząc przegranej z Wartą, sądecki ligowiec grający dotąd przeciętnie w sześciu kolejnych meczach nie poniósł porażki. Burkhardt odczarował Sandecję?
Nie, myślę, że na pewno nie! Cieszę się z tego, że po moim przyjściu drużyna zaczęła piąć się w górę, chociaż te mecze wyjazdowe… No, na pewno nie przegrywamy tych spotkań, to też jest dobre choć szkoda, wcześniejszych porażek na własnym podwórku. Gdybyśmy wygrywali wszystko u siebie, a remisowali na wyjazdach to bylibyśmy w czołówce tabeli, ale jest jak jest i teraz trzeba gonić! Musimy poszukać zwycięstw na wyjeździe, to nam pozwoli doskoczyć do czołówki, a nie ukrywam, że chcę jak najszybciej wrócić do Ekstraklasy i chciałbym by to było w barwach Sandecji. Jest tutaj potencjał!
Mieszka Pan w Nowym Sączu?
Nie mieszkam w Nowym Sączu, a w Krakowie z dziewczyną Magdą. Jak na razie jesteśmy bardzo zadowoleni, sami sobie szukaliśmy mieszkanko na własną rękę. Wszystko się na razie układa bardzo dobrze. Są jak najlepsze warunki do tego, żeby skupić się na treningach. W domu wszystko poukładane, dziewczyna o wszystko dba, a ja mogę się skupić na graniu.
Pańska partnerka jest cheerleaderką i modelką. Nie jest Pan troszkę o nią zazdrosny, gdy kroczy po wybiegu w stroju kąpielowym?
Magda już nie jest cheerleaderką. Na jakiś czas zrezygnowała z tańczenia aby być przy mnie, za co jestem jej bardzo wdzięczny. No tak, jest piękną kobietą, więc na pewno gdzieś tam ta zazdrość jest, ale to jest ta zdrowa zazdrość. Cieszę się, że jej się układa, że może pokazać swoje walory no i tylko pozostaje mi wspierać ją, żeby coś osiągnęła.
Pani Magda wierzy w Karmę. A Pan?
Ja nie chciałbym mówić w co wierzę. O! Wierzę w lepsze jutro i tylko w to będę... wierzył.
W meczu z Olimpią Grudziądz zdobył Pan efektowną bramkę i zaliczył asystę. Zdaje się, że sądecki klimat sprzyja.
Z meczu na mecz czuję się coraz pewniej, miałem dłuższą przerwę w graniu, potrzebowałem treningów, gier żeby dojść do odpowiedniej formy. W spotkaniu z Olimpią wyglądało to już dobrze. Trzeba dalej ciężko pracować, żeby ta forma była coraz wyższa. Zostało jeszcze kilka kolejek i w nich trzeba udowodnić, że jest ona wysoka.
Rozegrał Pan ledwie kilka spotkań dla Sandecji, a kibice tego klubu już żegnają Pana owacją na stojąco i wybierają na piłkarza meczu.
To bardzo miłe i jest to dodatkowa mobilizacja do tego żeby ciężko pracować, bo jak pan powiedział długo na to nie czekałem, ale zasłużyłem na to swoją grą, bo staram się oddać serce tej drużynie. Po to też trener Kuras mnie tutaj ściągnął, żeby tej drużynie pomóc, żeby być jej liderem. Myślę, że jak na razie spełniam te oczekiwania na pewno w meczach u siebie, bo na wyjazdach to inaczej wygląda…
Jeszcze niedawno w barwach Arki Gdynia biegał Pan po ekstraklasowych boiskach. Jak na tym tle wygląda 1. liga?
Arka teraz też gra w 1. lidze więc gdybym w niej został to też grałbym tam gdzie gram. Na pewno się różni! Przede wszystkim Ekstraklasa jest pokazywana w telewizji, inaczej to wszystko jest ukazane. 1 liga nie jest nigdzie pokazywana, może gdzieś tam wyrywkowo i przez to traci ona na atrakcyjności,choć poziom z roku na rok jest coraz wyższy. Pamiętam jeszcze jak 3 lata temu grałem w Warcie Poznań, chyba jeszcze wtedy to była ta stara, ówczesna 2 liga to ten poziom był troszkę niższy. Teraz już futbol nie jest tak siłowy,dochodzą elementy taktyki i więcej zawodników jest „technicznych”, jest wielu z przeszłością ekstraklasową i na pewno ta liga jest jakoś urozmaicona, na wyższym poziomie niż kilka lat temu.
Jakiś czas temu dziennikarze Magazynu Futbol zastanawiali się czy nie umieścić Pana w rankingu zmarnowanych talentów. Ostatecznie na liście zabrakło Filipa, ale znalazł się na niej pański brat, Marcin…
Zawsze może być lepiej, nie ma co grzebać w trupach. Ja mam 24 lata i myślę, że najlepszy wiek dla piłkarza jest przede mną. Oby mnie mijały kontuzje, obym grał jak najczęściej i myślę, że jeszcze będzie o mnie głośno i wrócę do Ekstraklasy, zostanę w niej na stałe… Co do mojego brata, nie uważam, żeby był zmarnowanym talentem, bo grał w reprezentacji Polski, gdzieś jego karierę spowolniły kontuzje ale wciąż w niego wierzę i wiem, że będzie dobrym piłkarzem, bo ma teraz najlepszy wiek dla siebie. Życie prywatne ma poukładane, znalazł sobie dziewczynę. Oby go tylko kontuzje omijały bo grać w piłkę potrafi na najwyższym poziomie!
Nie chce Pan wyjeżdżać zagranicę?
Gdzieś tam chodziły jakieś myśli po głowie żeby wyjechać, żeby spróbować czegoś innego, żeby dostać carte blanche, żeby ludzie nie oceniali tylko po nazwisku, żeby nie oceniali przez pryzmat tego co kiedyś się wydarzyło, bo w Polsce tak jest, że ktoś coś powie, ktoś coś usłyszy i ktoś nawet komuś nie da szansy i już przekreśla tę osobę. Dlatego myślałem o wyjeździe, wiem, że jeśli dostanę szansę to będę potrafił ją wykorzystać. Teraz jestem w Sandecji, trener Kuras mi zaufał, dał szansę, ja mu się odpłacam dobra grą i zobaczymy co będzie w przyszłości.
A poszedłby Pan grać w piłkę, jak brat, do zimnej i dalekiej Szwecji?
(Chwila zastanowienia) Czy bym poszedł? No, jeżeli miałbym wybierać miedzy ekstraklasą szwedzką, a pierwszą liga polską to wybrałbym szwedzką. Można tam grać o wysokie cele, o mistrzostwo, a poziom nie jest niższy niż u nas w 1. lidze, czy w Ekstraklasie. Byłem tam przez kilka tygodni u brata, trenowałem sobie z chłopakami. W niczym nie odstają. Na pewno jest to jeszcze bardziej fizyczna piłka niż u nas!
W Polsce jest Pan wciąż młodym, obiecującym zawodnikiem. Po udanym sezonie w Ekstraklasie gra Pan tymczasem znów na jej zapleczu. Czyżby kierował się Pan dewizą, że czasem trzeba zrobić krok w tył, by później poczynić dwa do przodu?
Chciałem grać tam gdzie mnie chcą. Nie chciałem się gdzieś pchać na siłę, bo to jest tak, że się idzie i się nie gra, bo trener Cię nie chce, nie będzie na Ciebie stawiał. Dostałem telefon od trenera Kurasa, powiedział że widziałby dla mnie miejsce. Dla mnie najważniejsza jest gra, pełne 90 minut co tydzień. Na tym bazowałem, żeby skupić się na graniu, rozegrać cały sezon, dojść do wysokiej formy.
Był Pan ulubieńcem kibiców Arki. Stwierdził Pan, że klub z Gdyni jest częścią pańskiego życia, kocha go i poznał jego magię. Co w Arce zatem takiego magicznego?
Na pewno kibice i ludzie, którzy interesują się tym klubem są magiczni. Naprawdę można mi na słowo uwierzyć, że będąc piłkarzem Arki i znając tych ludzi można zauważyć, że to ich całe życie. Jeżdżą na wyjazdy, zostawiają swoje rodziny w domu czy zabierają ze sobą dzieci na wyjazdy. To jest ta magia, to się ma od urodzenia, ja zostałem ta magią przez nich zarażony i wcale się z tym nie kryję. W każdym klubie będę to podkreślał. Bardzo dużo zawdzięczam temu klubowi, spędziłem tam wspaniałe lata, dzięki grze w Gdyni poznałem moją dziewczynę i na pewno wrócę jeszcze kiedyś do Gdyni, czy będę piłkarzem Arki czas pokaże, ale myślę, że bardzo bym tego chciał.
Trener Gdynian, Petr Nemec nie był do Pana przekonany. Był to powód dla którego opuścił Pan Arkę?
Byłem 10 dni na treningach, trener Nemec nie potrafił się określić czy mnie chce, czy mnie nie chce. Usłyszałem od niego dwa słowa, że niektórzy ludzie w klubie mówią mu żeby mnie nie zostawiał, no i że mogę nie pasować do jego systemu gry. A jego system jest bardzo fizyczny i nie będę pasował do 1 ligi. Ale ja myślę, że jak na razie się pomylił, bo jak widać, w Sandecji potrafię walczyć, dobrze grać, atakować, strzelać bramki. Myślę, że w Gdyni, 20 listopada pozdrowię trenera Nemca (śmiech).
Czech mówił o Panu, że nieźle idzie Panu kreowanie gry, lecz gorzej jest gdy chodzi o destrukcję…
Kiedyś można było tak powiedzieć, ale na dzień dzisiejszy uważam, że dobrze radzę sobie tak w defensywie jak i w ofensywie. Mam obok siebie Rafała Berlińśkiego, który głównie odpowiada za defensywę, więc troszkę mnie od tego odciąża, no ale ja przyszedłem tu po to aby kreować grę, żeby stwarzać kolegom sytuacje bramkowe, żeby też samemu coś czasem wykończyć! Myślę, że jak na razie to się sprawdza i trzeba nad tym pracować. Moja gra jest coraz bardziej agresywna, mam więcej przechwytów.
Rzeczywiście umie Pan wykonywać tak widowiskowe przewrotki jak te w czasie sesji zdjęciowej dla Arki?
Zazwyczaj nie mam okazji, żeby coś takiego prezentować na boisku, jestem na środku, dogrywam piłki więc ciężko samemu sobie wrzucić i coś takiego zrobić, ale jeżeli zdarzyłaby się taka sytuacja to nie zawahałbym się, spróbował i… nie byłoby śmiechu na trybunach.
Nie myślał Pan o tym, że takie przywiązanie do Arki może panu… zaszkodzić w karierze? Transfer do Wisły, Lechii czy Śląska (dzięki kibicom) raczej w Pana przypadku nie będzie wchodził w grę…
W jakimś sensie tak. Ale mam ten klub w sercu, nie wstydzę się tego, wręcz przeciwnie, jestem z tego dumny, czuję się Arkowcem, czuję się związany z tym klubem. Zobaczymy jak będzie, na razie nie miałem takich propozycji, nie wiem obecnie co zrobiłbym w takiej sytuacji. Trudno mi póki co gdybać.
Jak wspomina Pan swoje testy w Celticu Glasgow z 2006 roku?
To bardzo odległy czas (śmiech)! Załatwił mi to mój ówczesny menadżer, pojechałem na tydzień treningów, to nie były jakieś testy, tylko chodziło o to, żeby zobaczyć jak wygląda trening i praca na zachodzie. Miałem przyjemność trenowania w pierwszej drużynie Celtiku z Nakamurą, Neilem Lennonem, Arturem Borucem, który wtedy bardzo fajnie mnie ugościł. Maciek Żurawski też był, ale muszę powiedzieć, że to Boruc się mną zaopiekował. Większość czasu po treningach spędzałem z nim i z jego rodziną. To fajnie, że Polacy gdzieś tam zagranicą potrafią razem ze sobą współpracować.
Bracia Burkhardtowie rywalizowali ze sobą?
Między nami jest zbyt duża różnica wiekowa, 4 lata to dosyć dużo. Na pewno bardziej sobie pomagaliśmy na boisku. Choć dochodziło do sytuacji, gdy razem trenowaliśmy we Wronkach, byliśmy młodzi, a starsi koledzy nas podpuszczali i dochodziło do jakichś spięć. Takie tam miłe wspomnienia. Dzisiaj, po każdym meczu dzwonimy do siebie, pytamy jak się grało, podpowiadamy sobie, pomagamy.Mamy ze sobą zdrowy kontakt i prowadzimy zdrową rywalizację.
Najbliższe plany w piłkarskim życiu?
Grać,być zdrowym, ciężko trenować, a co przyjdzie dalej to już nie do końca ode mnie zależy. Chcę występować w Ekstraklasie, to wiem!
fot.arka.gdynia.pl
Filip Burkhardt
Urodzony: 23 marca 1987 roku w Poznaniu
Wzrost/waga: 174 cm / 69 kg
Pozycja: pomocnik
Kluby: Maczki Poznań, Amica Wronki, Lech Poznań, Widzew Łódź, Jagiellonia Białystok, Tur Turek, Warta Poznań, Arka Gdynia, Sandecja Nowy Sącz
Mecze/golew ekstraklasie: 74/6
Komentarze
Prześlij komentarz