Gryźć Trawę Schumachera

  

Fot. archiwum

Wpadła mi w ręce książka Haralda "Toniego" Schumachera, „ Gryźć Trawę”o wielce wymownym tytule - z niemieckiego - Bura. Tak, Toni dostał burę, jaknajbardziej. Za co? Na pewno za faul z 1982 roku na Patricku Battistonie, któryprzeszedł już do historii i prowadzi w moim prywatnym rankingu "TOP 10Najgorszych fauli piłkarskich". Link TUTAJ

Toni w swojej książce o ile - jak to zwykle bywa w biografiach - dość mocno igłęboko zwierza się czytelnikowi, o tyle robi to również - dla mnie na pewno -w sposób trudny do przewidzenia. Wielu myśli sobie, że "ten niemieckibramkarz Schumacher to potwór, który chciał "zabić" francuskiegozawodnika... Cwaniak, gbur, człowiek pozbawiony duszy, no wiadomo, jak toNiemiec". I pewnie mógłby zgrywać wielkiego cwaniaka i twardziela, ale skąd!Tym mi zaimponował.

Po przeczytaniu "Gryźć Trawę" odsłoniła mi sięsylwetka osoby jakże wrażliwej, jakże prawej... Kto by pomyślał, że"brutal Schumacher" to normalny gość, który tak naprawdę - jak samnapisał – bał się, że kiedy przyjdzie skończyć mu karierę, nie będzie wiedziałco ze sobą począć, wszak nie umiał – jak to ujął – „oprócz łapania piłek nicwięcej i dostawał cholernego pietra gdy o tym myślał”. Bał się równieżdziennikarzy zadających trudne pytania i piszących o nim – co czasami sięzdarza - dość okrutnie, zresztą sami poczytajcie o tym w książce.

Oto kilka ciekawszych cytatów, resztę znajdziecie samisięgając po „Gryźć Trawę”. Pominę kwestię narkotyków w kadrze, przeciętniactwai lenistwa młodych zawodników tamtych lat (sic! Już wtedy?) i opis zagubionegoBeckenbauera.

O starciu z Battistonem:

„Wypadam z bramki, żeby schwytać zdobycz, sprowokowaćprzeciwnika, tak żeby usiłował strzelić. W takich akcjach ryzyko kontuzji jestogromne. Dla obu graczy.

A więc wybiegam z bramki. Battiston sunie w moją stronę. Zdoświadczenia wiem, że spróbuje mnie przerzucić. Skaczę w górę. Patrickniedokładnie trafia piłką. Będąc w powietrzu nie można już zahamować impetuwłasnego ciała, można jedynie zmienić nieco kierunek. W końcu bramkarz to niesamolot. Nie mogłem już więcej nic zrobić, nie miałem się czego przytrzymać aniod czego się odepchnąć. Z podkurczonymi kolanami leciałem na Battistona. Gdybymuderzył go frontalnie, skutki byłyby jeszcze gorsze. W ostatnim momencie udałomi się odrobinę przekręcić, tak że trafiłem go pośladkiem i biodrem w głowę.Battiston upadł. Ja także. Poczułem uderzenie, ale nic mnie nie bolało. (…) „Patrick leżał na murawie. Minąłem go i wróciłem do bramki. „ Powinieneś tampodejść” – pomyślałem jeszcze. – „ Musisz do niego podejść”. Ale tam stali już rozwścieczenii wygrażający mi Francuzi, Tresor i Tigana. „ Jeśli teraz podejdziesz, będziemurowana rozróba” – pomyślałem z obawą. Żeby uniknąć otwartego konfliktu,zostałem po prostu w bramce. Zląkłem się tego, co mogłoby się stać. (…) Idiotyczne.Zresztą naprawdę pewnie by mnie któryś kopnął albo, co gorsza opluł. Często sięto zdarza. A tego nie widać. Najgorsze, jak człowieka oplują. Przed oczami robisię wtedy czerwono z wściekłości i człowiek miałby ochotę zabić. (…) PatrickBattiston nadal leżał na boisku, udzielano mu pomocy. W głębi ducha miałemcichą nadzieję, że wszystko jest w porządku. Jak zwykle podgrywa trochę podpubliczkę, ale pewnie zaraz wstanie. Czekałem. „Wstawaj, chłopie, no wstawaj,czemu jeszcze leżysz? Chyba już zaraz się podniesie…”   

O „Refleksie bramkarskim”:

„Mojego największego odkrycia dokonałem w londyńskimpiętrusie. Siedziałem tam któregoś dnia przed szklaną szybą, przymocowaną dowarstwy gumy. Szyba trzymała się bez przyssawek, bez żadnej ramy. Na mur. Podwielkim wrażeniem tego zjawiska oderwałem kawałek gumy (wiem, wiem ten wandalSchumacher!) i zawiozłem panu Reuschowi, który dał ją do analizy chemikom.Niespodziewany rezultat: od tamtej chwili substancja ta, która nawet przy dużejwilgoci zachowuje niesłychaną przyczepność, stosowana jest do produkcji rękawicfirmowanych moim nazwiskiem. Szpiegostwo przemysłowe? Też coś! Refleksbramkarza”

  

Fot.Perenyi/Augenklick


O byciu na szczycie:

„Dążyłem do jednego jedynego celu. Teraz go osiągnąłem istoję na samym szczycie w rozrzedzonym powietrzu. I nadal nie jestemzadowolony. Tak to jest. Kiedy już się człowiek wspiął na szczyt, wydaje się onczymś nad wyraz banalnym. Liczy się tylko samo wspinanie. Radość początków?Kiedy człowiek jest już na samej górze, od razu pojawia się smutek na myśl oschodzeniu albo o kolejnym szczycie… Jeszcze wyższym, jeszcze trudniejszym?”

O strachu:

We wrześniu 1986 po mistrzostwach świata znowu miałem tosamo: niepewność w bramce, strach przed dośrodkowaniami. Trening i jeszcze raztrening, żeby przełamać strach. Na próżno. Najchętniej stanąłbym za siatką, anie przed nią. Czysto psychicznie rzecz ujmując przeszedłem do defensywy. Izaczęły mnie męczyć stany depresyjne. „Co będzie z bramkarzem reprezentacji?”, „BłądSchumachera” – tak i podobnie krzyczały nagłówki.; „Winę za przegraną ponosiSchumacher” – rozgłaszali różni tępogłowi po meczu w Monachium. Co ja mogłem nato poradzić? Tylko śmierć potrafi przepędzić depresję, spełnić marzenia ospokoju. Nigdy więcej nie być przeciążonym, nigdy więcej nie być popędzanym własnymiambicjami. Życie potrafi być piekłem. Czy śmierć oznacza spokój, schronienie? –Przestań! – złoszczą się Marlies i Rudiger, kiedy głośno nad tym myślę: - Po comasz przez to oszaleć, a my razem z tobą! Cóż oni mogą wiedzieć o moim lekuprzed porażką. O ciężarze, jaki nakłada na człowieka sukces. Bogu dzięki, żeoboje są ze mną. Że mam dzieci, rodzinę. Gdyby nie to, krwiożercze wilkidepresji jeszcze częściej dostawałyby mnie w swoje pazury.”

O Branko Zebecu:

„Branco Zebec na przykład potrafił wziąć po nieudanym meczugarść kamyków i organizować rundę karną. Po każdej rundzie wyrzucał kamyk i odnowa. Nikt nie odważył się narzekać i nawet żadna z gwiazd światowego futbolunie śmiała otworzyć ust. Czyżby najwięksi sadyści byli też najlepszymitrenerami?”

  

Fot. yf3.com.br


O prasie:

„Inny przykład. Tym razem pokazujący, jak wielkim może byćdla piłkarza obciążeniem, kiedy – wskutek atmosfery stwarzanej przez prasę –musi sprostać niesłychanie wyśrubowanym oczekiwaniom. Bernd Schuster, wielkitalent piłkarski, nie dał się nakłonić do powrotu do reprezentacji. Z obawyprzed prasą. – A co będzie, jeśli nie najlepiej wypadnę na początku? Jeśli micoś nie wyjdzie? – pytał z niepewnością. – Przecież wtedy te gazety, którewynoszą mnie teraz pod niebiosa, z miejsca każą mi iść do wszystkich diabłów!Nie chciał ryzykować, że załatwią go w Meksyku dziennikarze. Dla mnie jegozachowanie pachnie egoizmem, ale wiem skądinąd, kto ma na niego wielki wpływ.Jego żona, Gabi, chciała spokoju dla rodziny, nie życzyła sobie nerwów i zamieszaniaz powodu Mundialu. Chciała mieć urlop.”

 

W tekście zacytowano spore fragmenty książki „Gryźć Trawę”wydawnictwa Iskry z 1988 roku.

Komentarze

  1. Pierwszy raz na Twoim blogu :) Jest super!! Pozdrawiam i zapraszam do mnie na http://usmiechsportuimuzyki.blog.onet.pl/Koleżanka z W24.pl Justyna B. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Cmentarz w Kobylance. Połowa października 2021

Z aparatem. W przeddzień Wszystkich Świętych - wizyta na cmentarzu w Gorlicach 28/10/2024

Filmy na Halloween - moja TOP 10 horrorów