Sektor nie taki… rodzinny
Fot.
W czasie 184. Wielkich Derbów Krakowa na sektorze rodzinnym na nowym obiekcie Cracovii doszło do niecodziennych zajść. Ale po kolei. Jak wiadomo, każdy wchodzący na stadion powinien umieścić swój imienny bilet w elektronicznym czytniku i dopiero potem przejść przez kołowrotki. W przypadku dostania się na sektor rodzinny zastosowano jednak inną taktykę. I tak, ochroniarz, porządkowy mniejsza o to,otwierał zwyczajnie bramę wejściową i wpuszczał kilkudziesięcioosobową grupę ojców, matek i dzieci. Owszem, co poniektórzy pokazywali bilet. Niestety, w grupie znaleźli się i tacy, którzy bez okazywania wejściówki i przy odrobinie szczęścia, zwyczajnie wmieszali się w tłum i wparowali na stadion.
Dzięki temu, że znaleźli się oni na sektorze, który bezpośrednio sąsiaduje z tym dla gości – tak to sektor rodzinny! - w tym wypadku największego rywala zza Błoń, mogli sobie wzajemnie naubliżać.I tak siedziały sobie te rodziny z dziećmi, starsi ludzie (miły starszy pan o lasce), a przed nimi swoje miejsce znaleźli głośni młodzieńcy w kapturach,wygoleni na łyso, czyli krótko mówiąc – raczej nie ci kibice, dla których jest przeznaczony sektor rodzinny, czyli ten z oznaczeniem „I”. Wspomniani kibice – będąc blisko sympatyków Wisły - krzyczeli do nich „Wisła fe” itd. Wiślacy odpowiadali z kolei: „Człowiek (kibic Cracovii zamordowany w styczniu tego roku- przyp. red.) to powie, Wisełka rządzi w Krakowie”. Były to oczywiście najłagodniejsze „pozdrowienia”, ponieważ od wulgaryzmów aż bolały uszy, a wielu ludzi tylko się krzywiło, byli przecież bezsilni.
Na tym nie koniec. Kibice bowiem zaczęli się obrzucać – prócz steku wyzwisk - wszelakimi przedmiotami. Na sektor gości i na ten rodzinny (sic!) spadło zatem kilka pełnych puszek z napojami, czy… płytek ceramicznych. Jedna dosłownie przeleciała obok nieświadomego zagrożenia kilkuletniego chłopca. Strach myśleć, co by się stało, gdyby jednak jej odłamek trafił go np. w głowę.– To po prostu skandal – skwitował sprawę starszy człowiek ubrany w barwy Pasów. Skandal to z pewnością był, do tragedii też zabrakło niewiele. Rzecznik Cracovii, Tomasz Gawędzki w wypowiedzi dla „Tylko Piłki” tak skwitował tę sytuację: - Z tego co wiem kibice nie wnieśli tych płytek na stadion.Jest to bowiem element stadionu, który został zdemontowany. Nie mam na to wpływu. Nie ja projektowałem stadion. Gdyby ktoś faktycznie oberwał takim przedmiotem, byłby to spory problem, bo to nic miłego – stwierdził „na spokojnie”.
Policjanci oraz stewardzi i owszem pilnowali porządku, kazali nawet przesiadać się kibicom sektora rodzinnego, byle dalej od tego dla gości, aby nie ucierpieć, jednak czuło się w tym wszystkim brak profesjonalizmu. Bo kto pozwala na to, by często niebezpieczni kibice drużyn przyjezdnych, znajdowali się zaraz obok tych najbardziej bezbronnych, czyli właśnie dzieci?
Na początku rozmowy z „Tylko Piłką” rzecznik Cracovii bagatelizował sprawę, mówiąc, że bilet może kupić każdy, bez względu na to jak wygląda, byleby przyszedł z dzieckiem, bo przecież nie można kontrolować tego czy ktoś jest łysy czy nie. Następnie na pytanie oto czy w czasie Derbów było tam bezpiecznie, odparł, że pytał kibiców i ci mówili, że czuli się niezagrożeni. Później jednak, gdy poinformowaliśmy go, że kibice mogli wchodzić na wspomniany sektor „na gapę” nie krył już swego zdziwienia i zdenerwowania: - Zaskoczył mnie pan tym, że niektórzy kibice tak przemykali niezauważenie wtapiając się w grupy zorganizowane. To temat do przemyśleń, naprawdę czuję się zaskoczony, bo nie przypuszczałem, że takie rzeczy miały tam miejsce! Na pewno w jakiś sposób na to zareagujemy, trzeba przejrzeć monitoring… - zakończył szczerze i bez ogródek rzecznik "Pasów".
Komentarze
Prześlij komentarz