Wiśniewski: Zbyt szybko odszedłem ze Znicza!
Bartosz Wiśniewski (po lewej) i Robert Lewandowski w barwach Znicza Pruszków
Bartosz Wiśniewski kilka lat temu tworzył duet napastników z Robertem Lewandowskim,obecnie gwiazdą polskiej reprezentacji. „Tylko Piłce” zawodnik pierwszoligowej Sandecji Nowy Sącz opowiada m.in. o współpracy z „Lewym”, grze na różnych pozycjach oraz „zdobyciu” Pucharu Ekstraklasy.
Proszę na wstępie wyjaśnić. Jest pan napastnikiem, pomocnikiem (jak podaje np.90minut.pl) czy może… obrońcą?
Ogólnie jestem napastnikiem (śmiech). To moja nominalna pozycja. Natomiast - tak jak to podają niektóre portale itd. - jeszcze niedawno grałem w pomocy i na obronie.Nie przeszkadza mi gra na żadnej z tych pozycji. Ale jako napastnik czuję się najlepiej i jest również pozycja na której aktualnie występuję w Sandecji.
Grał pan z powodzeniem jako defensor.
Był to czas kiedy z Wisłą Płock graliśmy w 1 lidze za trenera Jana Złomańczuka.Trener otwarcie powiedział, że nie widzi mnie jako napastnika. Takie miał o mnie zdanie, ciężko mi było z tym polemizować i na początku grałem na lewej flance, a zimą w czasie przygotowań w sezonie 2009/10 zostałem ustawiony na…lewej obronie i tak zostało. Po spadku gdy nadal prowadził nas trener Złomańczuk, nadal występowałem na lewej obronie. Gdy przyszedł trener Araszkiewicz, rzucił mnie już na moją nominalną pozycję. Na szczęście obecnie nikt nie eksperymentuje ze mną jako z defensorem. Mam inklinacje do gry ofensywnej. Było to jednak ciekawe doświadczenie, bo zawsze można się czegoś nauczyć, zobaczyć jak to działa od drugiej strony czyli od strony zawodników,którzy to zazwyczaj mnie powstrzymywali.
Wielu dziennikarzy już pana pewnie o to pytało, więc i ja zapytam. Jak grało się panu w ataku Znicza Pruszków z Robertem Lewandowskim?
Bardzo dobrze! Odnosiliśmy wtedy – można powiedzieć – spore sukcesy. Awansowaliśmy do1 ligi, później w tejże lidze byliśmy długi czas na pozycji lidera. Przez te1,5 roku na pewno bardzo dobrze się z nim rozumiałem. Uzupełnialiśmy się. On był takim zawodnikiem, który miał niesamowity instynkt strzelecki, ja byłem piłkarzem, który „robił” wiatr. Strzeliliśmy razem sporo bramek, po swoich asystach. Byliśmy ogólnie zgraną drużyną, trzymaliśmy się razem. Robert nie był może jakimś moim wielkim kolegą, ale kontakt mieliśmy dobry. W drużynie panowała dobra atmosfera, miło wspominam współpracę z tym zawodnikiem. Co do dziennikarzy, było ich kilkunastu. Odkąd Robert zaczął topową przygodę z piłką,począwszy od Lecha, to przy każdej okazji jestem pytany o to jak wspominam grę z Lewandowskim itd.
Fot. Grzegorz Jakubowski
Jak pan go zatem wspomina?
Robert nie miał łatwo, przyszedł do nas po kontuzji. Z Legii został odstawiony,właśnie po tym jak doznał tego urazu. Do Znicza, którego trenował Andrzej Blacha, w pierwszym półroczu przyszedł się odbudować. Nie grał jeszcze wtedy za dużo. Pierwsza runda zeszła mu na wracaniu do formy i sprawności. W 2006 roku widać było po sposobie w jaki biegał, że długo nie grał. W rundzie jesiennej strzelił kilka bramek, ale głównie wchodząc ławki. Od rundy wiosennej nastąpiła już eksplozja jego talentu. Strzelał jak na zawołanie, zdobył tytuł króla strzelców 3 ligi i nie zatrzymał się tak naprawdę do teraz!
A miał już wtedy zadatki na gracza europejskiego formatu?
W zespole nie myśleliśmy o tym, bo ciężko myśleć w taki sposób o 19-letnim zawodniku, który gra w 3 lidze. To się tyczy też Radka Majewskiego, Igora Lewczuka czy Pawła Zawistowskiego. Trudno powiedzieć, żeby wtedy zawodnicy3-ligowi myśleli o sobie jako o graczach europejskiego formatu. Na pewno każdy z nas miał jakieś tam plany, marzenia i do nich dążył. Ważne aby trafić na odpowiednich ludzi, którzy pokierują karierą. Wtedy w Zniczu na takich właśnie trafiliśmy. Przykładem mogą być trenerzy Andrzej Bacha, Leszek Ojrzyński czy Jacek Grembocki. Oni umożliwili nam zapukanie do świata wielkiej piłki. A dalej znowu trzeba było trafić na odpowiednich ludzi, we właściwym czasie i do odpowiedniego klubu. Robertowi to się udało. Franciszek Smuda odpowiednio go do tej wielkiej piłki przygotował i jak widać Robert sobie z tym poradził.
Utrzymujecie ze sobą jakiś kontakt?
Niestety nie. W Zniczu byliśmy zgraną grupą, ale nie narodziły się z tego jakieś wielkie przyjaźnie.
Jak pan niedawno powiedział, Lewandowski wybrał Lecha Poznań, a pan trochę gorzej, bo Wisłę Płock. Czy gdyby nie ten fakt, grałby pan dziś w ekstraklasie?
Ciężko gdybać. U mnie zadecydowały względy sentymentalne, bo jestem wychowankiem Wisły, pochodzę z Płocka, zawsze chciałem zagrać w seniorach tego klubu, gdy pojawiła się okazja, chciałem z niej skorzystać. Dodatkowo, Wisła była najkonkretniejsza. Jej działacze zabiegali o mnie, utrzymywaliśmy kontakt przez kilka miesięcy. Z ekstraklasy nie było zainteresowania, były zapytania rzucane w próżnię, nie było namacalnego dowodu, że gdzieś mam szansę pójść. Raczej nie żałuję tego przejścia do Wisły, natomiast żałuję jednego, że może pospieszyłem się o pół roku. Początki gry w 1 lidze, były dla mnie udane, natomiast zmiana środowiska nie wpłynęła na mnie zbyt dobrze. W Płocku było wielu zawodników z przeszłością z ekstraklasy. Ja tej piłki na wyższym poziomie się jeszcze uczyłem, dodatkowo nie poszło nam tak jak miało pójść. Następowały dziwne zdarzenia, nie był to wtedy ustabilizowany klub, zmieniało się wielu trenerów i ciężko tam było młodemu zawodnikowi zając się tylko grą i podnoszeniem swoich umiejętności. O pół roku za wcześnie odszedłem ze Znicza, gdybym ten czas przeczekał to uważam, że byłoby inaczej. A może – jak pan mówi - poszedłbym do ekstraklasy, a może doznałbym kontuzji? Można gdybać.
Jako zawodnik nieistniejącego już Groclinu Grodzisk zdobył pan - także nieistniejący- puchar Ekstraklasy…
Za bardzo bym się pod ten sukces nie podpinał. Wtedy był taki przepis, że w PE mogli grać 3 zawodnicy spoza klubu, czyli na tzw. testach. Ja zagrałem 1 mecz z Pogonią Szczecin, nawet chyba ówcześnie prowadzoną przez trenera Kurasa (obecny trener Sandecji przyp. red.). W Grodzisku wygraliśmy 1:0 po bramce Adriana Sikory. Ogólnie na testach przebywałem około 2 tygodni. Trener Skorża podziękował mi, powiedział, że wszystko było fajnie ale – niestety – szuka innego typu zawodnika i po prostu wróciłem do Pruszkowa. Widocznie tak miało być,jednak bardzo fajnie wspominam ten czas. Zobaczyłem jak wygląda dobrze poukładany klub ekstraklasowy, z dobrym trenerem, z bardzo dobrym zapleczem.Wtedy grałem jeszcze w 3 lidze więc to zaprocentowało. Medalu i premii nie dostałem, jedynie gratulacje od trenera Blachy, wtedy drugiego trenera Groclinu. Akurat dzień finału PE zbiegł się z dniem, kiedy zdobyliśmy awans ze Zniczem. Trener Blacha wtedy mnie odwiedził, gratulując i tego sukcesu, i zdobycia PE. Ale to oczywiście tak pół żartem, pół serio.
Ostatni czas pobytu w Wiśle Płock był dla pana nieudany z przyczyn pozasportowych. Uchyli pan rąbka tajemnicy naszej gazecie?
Wraz z 4 kolegami zostaliśmy odsunięci w 4 kolejce. Ja i Piotrek Karwan do zespołu rezerw, a 3 zawodników miało zostać w ogóle usuniętych z klubu, co jednak się nie udało. Zaczęto opowiadać o nas dziwne rzeczy, które oczywiście okazały się nieprawdą. Myślę, że chodziło po prostu o znalezienie jakichś kozłów ofiarnych. Padło na nas. Pod koniec rundy zostałem jeszcze przywrócony do pierwszej drużyny. Okazało się więc, że wcale nie robiłem takich rzeczy, o które mnie posądzano, skoro mnie przywrócono. Zagrałem w 3 meczach po czym znowu mnie odsunięto. Trenowałem jedynie z pierwszą drużyną, ale nie mogłem brać udziału w jej meczach. Dotrwałem do końca rundy, wygasł mi kontrakt i tak skończyła się moja przygoda z Wisłą. W polskich klubach niestety takie sytuacje często się zdarzają.Na pewno nie spodziewałem się takiego pożegnania z „Nafciarzami”. Te 3,5 roku wspominam jednak w miły sposób i z sentymentem. Na 34 spotkania wystąpiłem bodajże w 25 meczach, strzeliłem 3 bramki, jednak połowę tych meczów grałem jako obrońca. Mimo wszystko cieszę, się że miałem jakiś wkład w to, że Wisła awansowała do 1 ligi. Chociaż tyle, że nie odchodziłem z niej w złym nastroju.
Przegraliście ostatnio w Płocku z tamtejszą Wisłą aż 1:6. W tym sezonie awansu raczej nie będzie?
Pierwsza refleksja była taka, że jeszcze niedawno z niedowierzaniem patrzyłem na wyniki Arsenalu, gdy poległ 2:8 z Manchesterem United, który z kolei przegrał 1:6 z Manchesterem City. Teraz takie coś dotknęło nas. No cóż, wypada tylko przeprosić kibiców i wszystkich pracowników klubu za to jak zaprezentowaliśmy się w tym meczu, bo choć gra ofensywna nie wyglądała źle, to nasza gra defensywna jako całej drużyny wyglądała już tragicznie! Tak słabo grającej drużyny - jak nasza- w defensywie, tak łatwo traconych bramek, kibice w Płocku oraz w Sączu chyba jeszcze nie widzieli. Coś się z nami wtedy stało. Musimy dołożyć wszelkich starań żeby coś takiego się już nie powtórzyło, musimy zrehabilitować się w następnym meczu! A żeby zrobić awans do ekstraklasy, musi się zbiec w czasie bardzo wiele czynników. W tej rundzie najwidoczniej zabrakło nam argumentów żeby do tej walki się włączyć, ale jest jeszcze następna runda! Przecież nikt się nie spodziewał, że w tym sezonie będziemy mieli serię 10 spotkań bez porażki. Co do Kolejarza Stróże, to nikt się nie spodziewał ich wyników. Ale mają oni doświadczonych zawodników, trenera i mają sposób na grę, umieją grać na wyjazdach.
Mieszka pan w Nowym Sączu? Jak spędza pan wolny czas?
Mieszkam. Jestem z Płocka, nie miałbym żadnego interesu – jak wielu piłkarzy z Sandecji czy Kolejarza - mieszkać w Krakowie (śmiech).
Wisła Kraków, Wisła Płock…
Nie, nie, nie (śmiech). Wisła Kraków i Wisła Płock nie mają ze sobą nic wspólnego. Przebywam niemal cały czas z rodziną, z żoną Justyną i 2-letnim synkiem Olivierem. Czas płynie nam na spacerach, na odwiedzaniu dziecięcych bawialni ze względu na syna. Nie ukrywam, że jestem domatorem. Dużo czasu spędzam w domu,tam się najlepiej relaksuję, grywam na konsoli. Gdy było ciepło chodziliśmy po rynku w okolice fontanny i ratusza oraz sporo podróżowaliśmy. Korzystając z lokalizacji Nowego Sącza odwiedziliśmy Krynicę Zdrój, Zakopane i Kraków. W planach mamy wybrać się na Słowację. Takie rozrywki jak kino itp. odpadają,ponieważ w Sączu jesteśmy we trójkę i trzeba mieć syna na oku. Każdy nasz dzień podporządkowany jest temu aby znaleźć mu zajęcie.
Bartosz Wiśniewski
Urodzony: 12 czerwca 1985 roku w Płocku
Pozycja: napastnik
Kluby: Wisła Płock (juniorzy), ULKS Ciółkowo, Znicz Pruszków, Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski (PE), Znicz, Wisła Płock, Sandecja Nowy Sącz
Sukcesy: awans do 1 ligi ze Zniczem Pruszków 2004/2005
Tekst został opublikowany w tygodniku „Tylko Piłka” (22-28.11.2011)
Komentarze
Prześlij komentarz