Szurek o Ekstraklasie - cz. 4: derby Warszawy oraz brawo Hajto!
Po każdej kolejce ligowej naszej rodzimej Ekstraklasy, na łamach Wiadomosci24.pl postaram się skomentować jedno bądź kilka spotkań. Zapraszam zatem do śledzenia cyklu "Szurek o Ekstraklasie". Dzisiaj m.in. o Legii z Polonią oraz Ekstraklasie z Premiership.
Trochę truizmu nie zaszkodzi
Mówią, że Ekstraklasa jest ciekawa. I ja się pod tym podpisuję! Niestety, nie z powodu meczów wysokiej jakości. Tu akurat widać permanentne braki. W pierwszym zdaniu tego tekstu chodzi przede wszystkim o układ tabeli, który zmienia się z każdym meczem i zaskakuje, zaskakuje, zaskakuje. Mały to kęs, ale zawsze jednak jakiś kęs.
Tyle słowem wstępu. Teraz małe ćwiczenie. Zróbmy eksperyment. Gdy oglądamy mecz, to sprawdźmy czy mamy wrażenie, że często – bardzo często - coś zrobilibyśmy lepiej, niż kopiący w tym czasie.
Jeśli mamy, to znaczy, że wszystko jest w porządku lub nie jest i właśnie patrzymy na spotkanie najwyższej rangą ligi piłkarskiej w Polsce. Jeśli nie mamy, to zapewne przeskoczyliśmy już, gdy siedzimy akurat przed odbiornikiem tv – przykładowo na ligę portugalską czy angielską*. Naprawdę, gdybym był hedonistą nie oglądałbym polskiej Ekstraklasy, ale jednak czasem zerknę – bo wypada z pobudek patriotycznych. Zerknąłem i tym razem. Czy pożałowałem? Sprawdźcie poniżej.
W derbach zapomniano o piłce
Piątkowe derby Warszawy się odbyły. Tyle można napisać o kolejnym już
w ostatnim czasie hito-kicie polskiej ligi. Ja napomknę jednak tylko nieco więcej niż wypada. Bardzo słusznie zauważono, że jedynymi fajerwerkami tego pojedynku były te… odpalone przez kibiców.
A wydawało się, że będziemy świadkami wspaniałej czysto piłkarskiej feerii emocji. Na trybunach zasiadło przecież prawie 30 tysięcy ludzi, co jest cały czas w naszej „ligówce” czymś ekstremistycznym. Spotkanie obserwowało kilkunastu skautów m.in. z takich klubów jak AS Roma, Udinese Calcio czy Hamburger SV, którzy z kolei obserwowali Rafała Wolskiego. Na murawie pojawiło się wielu spośród 22 piłkarzy, którzy wiedzą jak, przynajmniej tak się wydawało, gra się w piłkę.
Mimo to Maciej Skorża, trener gospodarzy, stwierdził: „Zapomniano chyba jednak o piłce”. Wspaniała puenta do tego, co działo się piątkowego wieczoru na Łazienkowskiej. Szkoda, że żadna z drużyn przez bite 90 minut nie potrafiła sobie przypomnieć po co kibice chcą przychodzić na stadiony…
A reszta?
Żeby nie było, że jestem cięty na Śląsk Wrocław - a otrzymałem takie głosy - tym razem ich pochwalę. Piłkarze Lenczyka, gdy tylko poczuli, że grunt osuwa im się spod nóg, zagrali z polotem i na miarę wysokich oczekiwań swoich kibiców, którzy niestety nawet w 1/3 (13 tysięcy na 43 tysięcy miejsc) nie wypełnili wrocławskiego molocha.
Pytanie tylko czy gdyby do Wrocławia przyjechała mocniejsza ekipa, Śląsk też byłby zwycięski? Bo z kim wygrywać w tej lidze, jak właśnie nie z Cracovią? „Pasom” nie pomogła na razie zmiana szkoleniowca z Pasieki na Kafarskiego. Ten drugi, okrzyknięty młodym, zdolnym i polskim – od dłuższego czasu zalicza swój zawodowy regres. Szkoda, podobnie jak z Ulatowskim.
Wisła zdobyła punkt w Bełchatowie, a nie go straciła i tej opinii będę się trzymał. Drużyna Michała Probierza to zlepek obcokrajowców, dla których, jak słusznie zauważają kibice Białej Gwiazdy, nie zawsze priorytetem są klubowe barwy. Co ciekawe, po raz pierwszy w historii krakowska ekipa zagrała samymi obcokrajowcami (od 57. minuty po zejściu Garguły)!
I ci obcokrajowcy potrafili, co prawda, od stanu 0:2 doprowadzić do 2:2, ale jednak widać, że tej drużynie potrzeba młodych, zdolnych Polaków (lepszych niż trener Kafarski), a nie piłkarzy, którzy najlepsze lata gry mają za sobą, lub… nie mieli ich wcale, mimo trzydziestki na karku. Wisła potrzebuje polskiej krwi!
Brawo dla Jagielloni i dla Hajty! Czemu? „Gianni” to młody trener, który wniósł (lub ma taki zamiar) nieco świeżości oraz otwartości umysłu do naszej ligi. A świeżość jest nam teraz bardzo potrzebna. Mariusz Rumak, inny przedstawiciel tej kategorii, i tym razem nie przeskoczył swojego rywala. Bilans remisu i porażki w dwóch meczach ligowych, plus przegranej w pucharze Polski, z pewnością nikogo w Poznaniu nie satysfakcjonuje. Rumak nie jest zatem póki co ani dobrym rumakiem, ani czarnym koniem. Czy Lech u siebie w następnej kolejce przełamie się ze Śląskiem? Chciałbym, bo mimo wszystko ma silniejszy i bardziej godny Europy team, niż wrocławianie. Dobra, tyle o Śląsku.
A poza tym na uwagę zasługuje słaba wiosna Górnika Zabrze, wygrana Zagłębia Lubin z Widzewem Łódź w 92. minucie gry (nowa fryzura Sernasa bardzo fajna, ale gola zdobył jednak obrońca), remis Ruchu Chorzów z Podbeskidziem oraz bramka Rasiaka. Tak, pan Grzegorz strzelił Lechowi i to na spokojnie, niczym profesor. Jakoś przycichły „śmichy chichy” na jego temat. Dziwię się zatem czemu wciąż nie chce udzielać wywiadów…
Ogólnie zatem 22. kolejka okazała się kolejką, w której kolejny raz możemy się przekonać, że na finezyjną, ofensywną i lekką grę ligową w naszym kraju, będziemy musieli jeszcze poczekać, bo na razie na zielonej murawie w Polsce dominują siła, walka, chaos, teatrzyk etc. Finezjo, poczekaj w… kolejce.
*Swoją drogą to jednak faux pas porównywać Ekstraklasę do Premiership. Dyscyplina niby ta sama, ale jednak pieniądze, tradycje, zainteresowanie kibiców a co za tym idzie lepsi piłkarze – „trochę” większe i jakby to powiedziała moja znajoma – lepsiejsze – występują w Anglii. A po co się na siłę dręczyć? Nie mamy innych zmartwień?
Gratuluję wszystkim tym, którzy przeczytali ten tekst do końca i zapraszam na kolejne!
Trochę truizmu nie zaszkodzi
Mówią, że Ekstraklasa jest ciekawa. I ja się pod tym podpisuję! Niestety, nie z powodu meczów wysokiej jakości. Tu akurat widać permanentne braki. W pierwszym zdaniu tego tekstu chodzi przede wszystkim o układ tabeli, który zmienia się z każdym meczem i zaskakuje, zaskakuje, zaskakuje. Mały to kęs, ale zawsze jednak jakiś kęs.
Tyle słowem wstępu. Teraz małe ćwiczenie. Zróbmy eksperyment. Gdy oglądamy mecz, to sprawdźmy czy mamy wrażenie, że często – bardzo często - coś zrobilibyśmy lepiej, niż kopiący w tym czasie.
Jeśli mamy, to znaczy, że wszystko jest w porządku lub nie jest i właśnie patrzymy na spotkanie najwyższej rangą ligi piłkarskiej w Polsce. Jeśli nie mamy, to zapewne przeskoczyliśmy już, gdy siedzimy akurat przed odbiornikiem tv – przykładowo na ligę portugalską czy angielską*. Naprawdę, gdybym był hedonistą nie oglądałbym polskiej Ekstraklasy, ale jednak czasem zerknę – bo wypada z pobudek patriotycznych. Zerknąłem i tym razem. Czy pożałowałem? Sprawdźcie poniżej.
W derbach zapomniano o piłce
Piątkowe derby Warszawy się odbyły. Tyle można napisać o kolejnym już
w ostatnim czasie hito-kicie polskiej ligi. Ja napomknę jednak tylko nieco więcej niż wypada. Bardzo słusznie zauważono, że jedynymi fajerwerkami tego pojedynku były te… odpalone przez kibiców.
A wydawało się, że będziemy świadkami wspaniałej czysto piłkarskiej feerii emocji. Na trybunach zasiadło przecież prawie 30 tysięcy ludzi, co jest cały czas w naszej „ligówce” czymś ekstremistycznym. Spotkanie obserwowało kilkunastu skautów m.in. z takich klubów jak AS Roma, Udinese Calcio czy Hamburger SV, którzy z kolei obserwowali Rafała Wolskiego. Na murawie pojawiło się wielu spośród 22 piłkarzy, którzy wiedzą jak, przynajmniej tak się wydawało, gra się w piłkę.
Mimo to Maciej Skorża, trener gospodarzy, stwierdził: „Zapomniano chyba jednak o piłce”. Wspaniała puenta do tego, co działo się piątkowego wieczoru na Łazienkowskiej. Szkoda, że żadna z drużyn przez bite 90 minut nie potrafiła sobie przypomnieć po co kibice chcą przychodzić na stadiony…
A reszta?
Żeby nie było, że jestem cięty na Śląsk Wrocław - a otrzymałem takie głosy - tym razem ich pochwalę. Piłkarze Lenczyka, gdy tylko poczuli, że grunt osuwa im się spod nóg, zagrali z polotem i na miarę wysokich oczekiwań swoich kibiców, którzy niestety nawet w 1/3 (13 tysięcy na 43 tysięcy miejsc) nie wypełnili wrocławskiego molocha.
Pytanie tylko czy gdyby do Wrocławia przyjechała mocniejsza ekipa, Śląsk też byłby zwycięski? Bo z kim wygrywać w tej lidze, jak właśnie nie z Cracovią? „Pasom” nie pomogła na razie zmiana szkoleniowca z Pasieki na Kafarskiego. Ten drugi, okrzyknięty młodym, zdolnym i polskim – od dłuższego czasu zalicza swój zawodowy regres. Szkoda, podobnie jak z Ulatowskim.
Wisła zdobyła punkt w Bełchatowie, a nie go straciła i tej opinii będę się trzymał. Drużyna Michała Probierza to zlepek obcokrajowców, dla których, jak słusznie zauważają kibice Białej Gwiazdy, nie zawsze priorytetem są klubowe barwy. Co ciekawe, po raz pierwszy w historii krakowska ekipa zagrała samymi obcokrajowcami (od 57. minuty po zejściu Garguły)!
I ci obcokrajowcy potrafili, co prawda, od stanu 0:2 doprowadzić do 2:2, ale jednak widać, że tej drużynie potrzeba młodych, zdolnych Polaków (lepszych niż trener Kafarski), a nie piłkarzy, którzy najlepsze lata gry mają za sobą, lub… nie mieli ich wcale, mimo trzydziestki na karku. Wisła potrzebuje polskiej krwi!
Brawo dla Jagielloni i dla Hajty! Czemu? „Gianni” to młody trener, który wniósł (lub ma taki zamiar) nieco świeżości oraz otwartości umysłu do naszej ligi. A świeżość jest nam teraz bardzo potrzebna. Mariusz Rumak, inny przedstawiciel tej kategorii, i tym razem nie przeskoczył swojego rywala. Bilans remisu i porażki w dwóch meczach ligowych, plus przegranej w pucharze Polski, z pewnością nikogo w Poznaniu nie satysfakcjonuje. Rumak nie jest zatem póki co ani dobrym rumakiem, ani czarnym koniem. Czy Lech u siebie w następnej kolejce przełamie się ze Śląskiem? Chciałbym, bo mimo wszystko ma silniejszy i bardziej godny Europy team, niż wrocławianie. Dobra, tyle o Śląsku.
A poza tym na uwagę zasługuje słaba wiosna Górnika Zabrze, wygrana Zagłębia Lubin z Widzewem Łódź w 92. minucie gry (nowa fryzura Sernasa bardzo fajna, ale gola zdobył jednak obrońca), remis Ruchu Chorzów z Podbeskidziem oraz bramka Rasiaka. Tak, pan Grzegorz strzelił Lechowi i to na spokojnie, niczym profesor. Jakoś przycichły „śmichy chichy” na jego temat. Dziwię się zatem czemu wciąż nie chce udzielać wywiadów…
Ogólnie zatem 22. kolejka okazała się kolejką, w której kolejny raz możemy się przekonać, że na finezyjną, ofensywną i lekką grę ligową w naszym kraju, będziemy musieli jeszcze poczekać, bo na razie na zielonej murawie w Polsce dominują siła, walka, chaos, teatrzyk etc. Finezjo, poczekaj w… kolejce.
*Swoją drogą to jednak faux pas porównywać Ekstraklasę do Premiership. Dyscyplina niby ta sama, ale jednak pieniądze, tradycje, zainteresowanie kibiców a co za tym idzie lepsi piłkarze – „trochę” większe i jakby to powiedziała moja znajoma – lepsiejsze – występują w Anglii. A po co się na siłę dręczyć? Nie mamy innych zmartwień?
Gratuluję wszystkim tym, którzy przeczytali ten tekst do końca i zapraszam na kolejne!
Komentarze
Prześlij komentarz