Inne horrory w Kijowie
Kino Kijów, a właściwie teraz to już „Kijów. Centrum”. Poniedziałek godzina 20:50. Po raz drugi w swoim życiu – podejmę wszelkich starań, by nie ostatni – udaję się do trzeciej, podziemnej sali tego budynku.
Kilka schodów w dół i jestem u celu. We wnętrzu panuje iście kameralna atmosfera. Ludzie w liczbie kilkudziesięciu – głównie studenci - pozajmowali już pufy i dość wygodne skórzane sofy. Niektórzy jeszcze lawirują szukając czegoś o czym wiedzą tylko oni sami. Walczę o ten drugi rodzaj siedzisk. – Czy tu jest zajęte? – pytam pewnej studentki. – Tu akurat tak, ale tam są jeszcze dwa puste miejsca – wskazuje życzliwie dziewczyna. Potrzebuję akurat dwójki, więc jest dobrze. Można rzec, jest dobry klimacik. Panuje półmrok. Jest ciepło.
Na Sali znajdują się dwa białe ekrany. Są kilka razy mniejsze, niż te w klasycznej „kinówce”. Widać z nich wszystko poprawnie, choć czasem trzeba mocniej naciągnąć szyję, by dostrzec napisy. Za chwilę pojawi się na nich obraz.
Zanim to nastąpi, jeszcze dziennikarz Stopklatki, Rafał Stanowski wyjaśni dlaczego pokazywany akurat majstersztyk jest godny uwagi lub bardziej godny lekkiej drwiny. Wytknie choćby błędy reżysera i spółki, których w tego typu produkcjach nigdy nie brak. Zmieniający się kolor sukienki pewnej bohaterki w tej samej scenie czy odbicie ekipy filmowej w okularach szeryfa jest wtedy oczekiwane w napięciu. Oklaski dla gościa, który permanentnie opowiada ciekawie. Erudycja przez duże „E”.
Można już zacząć cotygodniowy cykl „Krwawy Poniedziałek”. Horrory kultowe inaczej, których zapewne nie oglądaliście, bo nawet nie wiedzieliście, że istnieją, choć i tak interesują i zaskakują. To nie reklama, a jeśli nawet, to niestety nie dostanę za nią ani grama jednozłotówki.
Piszę te słowa ponieważ jeśli ktoś lubi od czasu do czasu poczuć się inaczej, niż jeden z bohaterów pewnego filmu wypowiadający następujące słowa: „życie więzienne to rutyna z małym dodatkiem rutyny” – ja tak – powinien od czasu do czasu wpaść. Bo jest to bezpłatne (przepraszam za kolejność, ale studenci lubią płacić za coś fajnego mało, stąd w second-handach spotykam ich coraz więcej), ciekawe i można napić się piwka (dość drogie, 7 złotych za butelkę, lecz w takich okolicznościach smakuje lepiej niż whisky z jednego z krakowskich, przydworcowych sklepów w magicznej cenie 9,999 złotych). Na Sali mieści się bowiem bar. No i nasze modne ciuchy oraz młode płuca nie prześmierdną dymem papierosowym, bo jest zakaz.
Komentarze
Prześlij komentarz