O braku szacunku *
Fot. demotywatory.pl
Zwykłe i niezwykłe. Krótkie historyjki prosto z naszej codzienności, których nigdy nie brakuje.
Jakiś czas temu miałem okazję popracować sobie w pewnej firmie. Być może miast czasownika "pracować" lepiej byłoby wstawić wyraz bardziej luźny, choćby "przyglądać". Tak, przyglądałem się temu co akurat tego dnia działo się wokół mnie. Jestem obserwatorem. Czasem za dużo widzę. Za dużo myślę. Przez to każdy dzień nabiera dodatkowych kilogramów. Psychiczna nadwaga. Tylko czy uda się odchudzić?
Wróćmy na ziemię.
Profesja ta polegała na odwiedzaniu najnormalniejszych w świecie miejsc począwszy od sklepu spożywczego, na plebanii skończywszy i zachęcaniu do zakupu ponoć francuskich kosmetyków. Ponoć nie były francuskie. Niestety. Tak przynajmniej ćwierkały wróble mądrości w mojej – oraz rozprowadzających - głowie. Ale mniejsza o to.
W pewien zimowy dzień, po obskoczeniu szkoły podstawowej i sprzedaniu kilku „niepowtarzalnie” i "parsyko" pachnących "zapachów", przyszła kolej na Dom Pomocy Społecznej. Było to w pewnej podkrakowskiej wiosce.
Podjechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z auta. Skoda Octavia w skórze. Audi zrozumiem. Mercedes też. I BMW. Ale Skoda? Znów zboczyłem.
– Teraz pójdziesz z Michałem. Przyjrzysz się jak pracuje – poinformował mnie szef. - Nie ma sprawy - skwitowałem.
Czupurny Michał był weteranem oraz ekspertem w sprzedaży perfum. Jak się okazało nieco później, nie można być dobrym we wszystkim. Wyruszaliśmy biorąc ze sobą towar.
W drodze Michał zażartował. I wtedy walnęło mnie jak piorunem. „To idziemy na downów. Są pojebani, ale może coś kupią” – wypalił. Parsknął śmiechem, jak gdyby czerpał z tych swoich komentarzy jakąś wyjątkową energię. Było to dla niego normalne. Tak jak wyżej wspomniane miejsca. Na swoje prywatne szczęście nie odwzajemniłem jego poczucia humoru. Nie szanowałbym samego siebie po czymś takim. Szczerość to podstawa. Nie mam szacunku dla "dwulicusów".
Popatrzył na mnie, a na mej studenckiej twarzy rysowało się jedynie zdziwienie. Milczałem. Może zrozumiał. Może nie. Nie wyglądał zbyt... frasobliwie, co udowodnił kilka minut później, gdy pytał tychże ludzi o drogę do dyrekcji.
Oni byli bardzo przyjaźnie nastawieni, on traktował ich jak podgatunek. Podobnie jak w filmie "Planeta małp" z 1968 roku człekokształtni traktowali ludzi. Jako dziecko byłem tym wprost przerażony. Wrażliwość po mamie. – Chodź na górę. Nawet na nich nie patrz – mówił, gdy jeden z podopiecznych DPS-u próbował pokazać nam drogę. – Dzięki za pomoc – ja w roli moralnego ratownika.
Mózg puszczał mi sygnały. O czymś na "d". Jak dychotomia. Te same gatunkowo ssaki, rówieśnicy. A jakże inne spojrzenie. Inność w każdym wewnętrznym, zakamarku. Podobieństwo powierzchowne. Ferrari z silnikiem Syreny i "Ferrari Ferrari".
W tej robocie zabawiłem dzień. Jeden jedyny. W sensie 8 godzin pracy. Jak wymarzony i nieosiągalny - dla większości młodych w tym przykrym kraju - etat. Miałem z tego niesamowitą satysfakcję. Że podziękowałem i odmówiłem bycia częścią zespołu. Że jestem inny.
Czy naprawdę musimy żyć obok istot aż tak „spaczonych moralnie”? To z całą pewnością niebezpieczni ludzie, którzy za kilka lat wyplują na ten świat sobie podobnych. Niestety.
* Jest to jedna z kilku krótkich historii, których byłem świadkiem. Są to fakty wyjęte z życia. Prawdziwe, zwyczajne, acz często na tyle ciekawe, by je opisać, co też uczyniłem. Już jutro kolejny tekst.
Fot. autor
Komentarze
Prześlij komentarz