Z zaskoczenia w złych czasach
Zwykłe i niezwykłe. Krótkie historyjki prosto z naszej codzienności, których nigdy nie brakuje. Godzina 5:54. Przystanek. Biały autokar z niebieskim napisem - niczym samolot Lufthansy - zajeżdża po odbiór pasażerów. Bawię się dwudziestozłotowym banknotem. Gdzie te czasy, gdy do Krakowa jeździło się za „dychę”? – pytam w porannych, często bezsensownych myślach samego siebie. Starczyło by mi jeszcze na gazetę, napój i przekąskę lub bilet powrotny. Co zrobić, takie czasy. Złe i okrutne czasy - dodajmy. Wchodzę na pokład. Podaję zwiniętą należność. – Panie… to nie trąbka – słyszę po chwili. Pan kierowca niby żartuje, ale jednak się nie uśmiecha. Kolejne potwierdzenie złych czasów. To chyba jednak nie był żart. Przez chwilę czuję, jakby po głowie przejechał mi ciągnik z przyczepką pełną – wiecie czego. Dobra, aż tak to nie, ale jednak czuję się nieswojo. Po kilku chwilach odpowiadam jedynie „ale… chciałem sobie z rana zagrać”. Ocieram się o błyskotliwość. Pan kierowca nie mówi już nic. Zdąż...