Paweł Leśniak: Papier daje klimat, elektronika to nie to samo

PRAWDA WOKÓŁ NAS



Fot. autor


„Najbardziej nietypowy polski piłkarz”. „Paweł Leśniak łamie stereotyp polskiego piłkarza”. Powyższe i im podobne stwierdzenia zalały Internet. Są prawdziwe. Nieczęsto zdarza się przecież, by człowiek kopiący piłkę po zielonej murawie pisał powieść fantasy. Paweł Leśniak ma już na koncie dwie, a komplet stanowić ma trylogia. Nieprzypadkowo rozmawiamy z nim zatem jako z Pawłem Leśniakiem - pisarzem.


To pierwszy wywiad z cyklu, w którym będziemy rozmawiać z sądeckimi sportowcami, nie tylko na sportowe tematy - Sądeczanin.info


Wiesz, że wpisując Twoje imię i nazwisko w wyszukiwarkę, jako pierwszy pojawia się wyraz „pisarz”?


- No faktycznie. Być może dlatego, że pierwsza i druga książka odniosła - można powiedzieć - jakiś tam sukces. Czytałem recenzję drugiej i jestem bardzo zadowolony, ponieważ okazała się lepsza od poprzedniczki. Z kolei w piłce mój ostatni rok nie był najlepszy. Kontuzja wykluczyła mnie z gry w Sandecji na pół roku. Teraz w barwach Kolejarza udało mi się rozegrać cztery mecze, w których zdobyłem jedną bramkę. Mogło być lepiej. To może być powód (śmiech).   


Szczerze opisując rzeczywistość, można wysnuć jasny wniosek – Paweł Leśniak to bardziej pisarz niż piłkarz. Takie są opinie. Walczysz z tym?


- Nie. Ludzie mają prawo do swoich opinii. Jeśli uważają, że lepszy ze mnie pisarz niż piłkarz, to znaczy, że podobają im się moje książki, a to chyba dobrze.  


Koledzy z drużyny czytają Twoje książki?


- Zdarzyło się. W Kolejarzu były to dwie osoby.


Nazwiska?


- Szufryn na pewno. I Niane (śmiech). Większe zainteresowanie było wśród piłkarzy z Nowego Sącza. Po książkę sięgnęli Aleksander, Szeliga i wielu chłopaków, którzy mówili, że ją nabyli ale nie wiem czy również przeczytali (śmiech).


Wydawać by się mogło, że tradycyjne książki odchodzą powoli do lamusa. Na rynku pojawiają się coraz to nowsze imitacje papierowych wydawnictw, a tymczasem i wbrew elektronicznej fali – one wciąż się sprzedają. W tym roku to jeden z najpopularniejszych podarunków świątecznych. Jak myślisz, czemu ludzie chcą ciągle czytać „papier”?


- Powiem na swoim przykładzie. Kiedy czytam, wolę trzymać tą książkę w ręku. Przewracać kartki. To większa satysfakcja. Na pewno lepsze uczucie niż przesuwanie palcem po ekranie.


Tradycjonalista.


- Tak. Nawet kiedy piszę, to pierwsze zapiski wykonuję w zeszycie.


Odnośnie poprzedniego pytania. To taki błahy powód?


- Papier daje klimat. Kiedy zasiadam wieczorem w fotelu, zapalam lampkę i trzymam książkę w rękach, widzę okładkę i zdjęcie autora na skrzydełku. W przypadku elektroniki trudniej jest wejść w świat czytanej książki. Zagłębić się.


Twój wzór przyznał w jednym z wywiadów, że nie nadaje swym bohaterom cech własnych ani innych osób rzeczywistych. Wiesz o kogo chodzi?


- (Chwila zastanowienia) O Stephena Kinga?


O Andrzeja Sapkowskiego. Ty robisz jednak inaczej. Dlaczego nie poszedłeś podobną ścieżką?


- Tak. Ale również sam staram się nie kreować postaci na wzór kogoś z bliskich. Nie chciałbym tego kogoś urazić. W trakcie pisania do głowy przychodzą różne pomysły i nie zawsze są one w tych „dobrych barwach”. Czasem nawet błahostką można sprawić, że ktoś poczuje się gorzej. Dlatego wolę pozostać przy fikcji.


Które z Twoich cech ma w sobie Desmond, główny bohater „Równowagi” – Twojej debiutanckiej powieści?


- Na pewno nie jestem tak odważny jak on. Z pewnością nie wskoczyłbym do piekła z własnej woli. I mam nadzieję, że tam nie trafię (śmiech). Co do Desmonda to chciałem stworzyć postać pewną siebie i bliską moim rówieśnikom. Kogoś kto według starszych będzie tym, który przejmuje się rzeczami błahymi. Kogoś z wrażliwym sercem.


W jednym z wywiadów przyznałem, że jakaś część mnie jest w nim przez pryzmat tego, że razem podejmujemy decyzje.   


Powiedziałeś niedawno, że na kolację do domu zaprosiłbyś właśnie Sapkowskiego. Miałeś już z nim jakiś kontakt?


- Współpracuję obecnie z pewną osobą, nie chciałbym podawać jej danych. To ktoś na kształt menedżera. Udało się skontaktować z Panem Andrzejem. Chcieliśmy, żeby zrecenzował jedną z moich książek ale odmówił. Wytłumaczył się tym, że ma zasadę wedle której nie recenzuje innych autorów. Tak że to by było na tyle (śmiech).


Artystyczna dusza pomaga na boisku? Chodzi mi o to, że artysta to wrażliwość, a na murawie raczej nie jest to zbyt pomocne. Wprost przeciwnie.


- To nie jest tak, że wychodzę na boisko i myślę o tym, że gdzieś za chwilę wyląduję w piekle. Wtedy zajmuję się meczem. Potrafię się wyłączyć. Podzielić te dwie dziedziny. Kiedy piszę, zajmuję się pisaniem. Kiedy jadę na mecz, myślę o meczu. Ktoś kiedyś zapytał mnie czy piszę lub rysuje w trakcie jazdy na mecz. Było to trochę absurdalne pytanie (śmiech).


Przejdźmy do wyobraźni. Co trzeba w sobie mieć, by napisać powieść fantasy? Weźmy choćby opis piekła… Masz jakąś receptę - wymyślasz ciąg dalszy śniąc, tekst musi się „uleżeć”? A może – jak w przypadku Sapkowskiego, którego ciągle przywołuję - pomaga wysokie IQ?


- Trzeba Panu Andrzejowi przyznać, jest strasznie inteligentną osobą. Muszę się do czegoś przyznać. Do dnia dzisiejszego, włącznie nie miałem czegoś takiego, co nazywa się brakiem weny. Jestem przekonany, że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym dopadnie mnie kryzys, ale mam nadzieję, że nie stanie się to zbyt szybko.


Nie potrzebuję dużo czasu, by coś wymyślić. W trakcie pisania, pomysły same przychodzą mi do głowy. Nie muszę ich szukać, poprzez słuchanie muzyki czy tym podobne.


Rzadko obsadzasz kobietę w pozytywnej postaci. Czy Twoja dziewczyna ma o to do Ciebie pretensje? Przecież ludzie mogą pomyśleć, że masz tak na co dzień.


- Nie widzę powodów aby ktokolwiek tak pomyślał, w książce Gabriel jest bardzo silną kobietą, kierującą aniołami na ziemi, co wydaje się dosyć pozytywne. Natalia też jest pozytywna lecz została opętana przez diabła, jeden jedyny raz, czego nawet nie była świadoma.


Raz się zdarzyć może.


- Dokładnie (śmiech).


Twój dziadek Józef, pisał wiersze. Nie zdecydował się jednak na ich opublikowanie. Czy ten fakt wpłynął na Ciebie w jakikolwiek sposób?


- Przyznam, że w ogóle nie myślałem by pisać. Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że będę pisarzem to odpowiedziałbym, aby popukał się w głowę. Co on do mnie w ogóle mówi!


Dziadek faktycznie pisał. Miał także ogromną pasję do gołębi. Tego drugiego nie powielam. Gołębi nie hoduję (śmiech). Na poważnie, dziadek był podobny do mnie. Lubił rysować, szczególnie konie. Miałem okazję widzieć kilka jego obrazów. Tylko nie wiem czemu akurat konie?


Mój ojciec opowiadał mi kiedyś, że jego gołębie startowały w jakimś turnieju. Turniej z cyklu, który z ptaków szybciej wróci do gniazda.


To, że dziadek pisał wiersze, wyszło na jaw niedawno. Nie mieliśmy dobrego kontaktu, ponieważ zmarł dosyć wcześnie. Miałem może piętnaście lat. Żyłem z turnieju na turniej. Tylko piłką. Co weekend. I niestety nie przeczytałem żadnego z jego dzieł. Wszystkie wyrzucał. Sam w sumie nie wiem co z nimi zrobił. Po prostu ich nie mam. Kiedyś nawet prosiłem babcię, by pomogła mi do nich dotrzeć, lecz nic  z tego.  


Rundę jesienną spędziłeś w Kolejarzu Stróże (12 miejsce w 1 lidze – przyp. red.). Jak w skrócie podsumujesz swoje występy?


- Rundę oceniam jako słabą. Zbyt wiele nie pograłem, jednak kiedy już wchodziłem to coś z siebie dawałem. Występy miałem dobre. Udało mi się zdobyć bramkę, drugiej mi nie uznali. Specjalnie więc patrzyłem na powtórki i bramka była prawidłowa. „Pomogła” mi także wspomniana kontuzja. Teraz mam trzy zimowe miesiące do przepracowania. Jeśli zostaną wykorzystane dobrze, to wierzę, że sytuacja się zmieni.


Piłkarskie plany na najbliższą przyszłość?


- Wskoczyć do pierwszej jedenastki.


Kolejarza czy Sandecji?


- Kolejarza.


A te książkowe?


- Chciałbym zdążyć z kolejną częścią „Równowagi” na maj przyszłego roku. Planuję i marzę, by pojawić się na Targach Książki w Warszawie. Miesiąc temu byłem na tych krakowskich. Okazało się to dużym sukcesem, miałem tam zaledwie trzydzieści minut. Przyszło szesnaście osób. Każda z dwiema książkami. Przeczytanymi. To dużo. Niektórzy autorzy mieli tylko godzinę, a nie odwiedzało ich więcej jak cztery osoby.


Byłem bardzo usatysfakcjonowany. Mam nadzieję, że zdążę z książką na maj i dzięki temu pojawię się w stolicy. W tym tygodniu wybieram się do Wilna na kolejny wernisaż powiązany ze spotkaniem autorskim i jest to już mój drugi wyjazd za granicę. Pierwszy raz byłem zaproszony z promocją książki do Chicago.  


Te drugie brzmią lepiej.


- Jak już wskoczę do tej pierwszej jedenastki, to może sytuacja się odwróci (śmiech).


W jakiej liczbie sprzedała się Twoja „Równowaga”? A w jakiej rozejdzie się „Zachwianie”?


- W pierwszym miesiącu sprzedała się cała „Równowaga”. 3,5 tysiąca sztuk. Tylko dwa razy w roku mogę sprawdzić jak idzie sprzedaż. Z tego co wiem – sprzedaje się (śmiech). Co bardzo motywuje mnie do dalszej pracy, to fakt, że wiele osób podkreśla, iż robię ciągłe postępy jako pisarz. Sytuacje są opisywane lepiej niż poprzednio. Jedna osoba zauważyła nawet w recenzji, że bardzo ciężko jest w ogóle utrzymać poziom z pierwszej książki, a mi się udało nawet więcej – dwójka jest lepsza niż jedynka.


Da się wyżyć z bycia pisarzem?


- Na początku nie. Autorzy z wyrobionym nazwiskiem, mogą żyć na fajnym poziomie jako pisarze. Ja na dzień dzisiejszy z pisarstwa bym nie wyżył.


Jeszcze nie…


- (Śmiech). Pisanie to fajny bonus do piłki nożnej. Początki są bardzo trudne, ale wierzę, że jeszcze kiedyś będę mógł się z tego utrzymywać.


Czego Ci życzę.


- Dzięki wielkie.


Wywiad autoryzowany


Materiał ukazał się również na stronie SĄDECZANIN.INFO (kliknij w baner)




___________________________________

PARTNERZY BLOGA – KLIKNIJ – ZOBACZ!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Cmentarz w Kobylance. Połowa października 2021

Z aparatem. W przeddzień Wszystkich Świętych - wizyta na cmentarzu w Gorlicach 28/10/2024

Filmy na Halloween - moja TOP 10 horrorów