Sprowadził Ellę Ken’a, chce ściągnąć następnych
Panie dyrektorze jak udało się Panu namówić do gry w Nowym Sączu wychowanka słynnej FC Barcelony?
- A to z racji przedstawicielstwa mojej firmy za naszą wschodnią granicą. Jakiś czas temu, jako prezes Barciczanki, podpisałem umowę z tamtejszą Pogonią Lwów. Gdy ukraiński klub dowiedział się, że szukamy piłkarzy, zaproponował mi właśnie Ken’a oraz młodego Ukraińca. Obydwaj przyjechali na testy, Kameruńczyk został zaś jego kompan opuścił Nowy Sącz. Po prostu, po kilku treningach okazało się, że nasi młodzi zawodnicy dorównują mu poziomem.
Mam dobre układy z tamtejszym prezesem. Ludzie mnie kojarzą, szanują. Wykonałem remont miejscowego cmentarza Orląt Lwowskich, nad którym opiekę pełni ośmiu ludzi, których zatrudniam. To Ukraińcy.
Jak konkretnie wyglądają pańskie działania związane z transferami?
- Zbieram opinie. Muszę dokładnie wiedzieć gdzie taki piłkarz grał, w przypadku Elli Ken’a ważna była ta szkółka Barcelony. Oczywiście wiedziałem o nim znacznie więcej. Miał problemy ze swoi menedżerem, porozmawialiśmy na spokojnie i… górę wzięło moje doświadczenie. Nie jestem z ulicy wzięty.
Ella Ken w trzech meczach pierwszej ligi zdobył trzy bramki. Już teraz ma ogromny wpływ na grę drużyny. Spodziewał się Pan, że młody Kameruńczyk może zostać gwiazdą Sandecji?
- On wszystkiego jeszcze nie pokazał! Po pierwszym meczu jaki rozegrał w barwach Sandecji, pojawiły się nawet komentarze co "to" Cieślicki sprowadził ale uspokoiłem całe „towarzycho”, a on sam zaczął się rozkręcać.
Ken powinien się przyczynić do spokojnej sytuacji naszego klubu. Na razie absolutnie nie myślimy o sprzedaży tego gracza. To nie pora na takie dywagacje ale ponoć już pytało o niego kilku przedstawicieli ekstraklasy.
Finansuję go, wiadomo jaka sytuacja panuje w klubie – niezbyt wesoła. Ma grać do grudnia 2015 roku, a może nawet dłużej.
Teraz przed Sandecją zimowa przerwa w rozgrywkach. Kogo chciałby Pan sprowadzić do Nowego Sącza?
- Naszych zdolnych chłopaków. Już dawno nie mieliśmy tak szerokiej kadry. Super grają Szary i Szczepański. Jest Danek, Kuźma i wielu, wielu innych. Na styczniowych meczach kontrolnych będziemy również testować piłkarzy z Barcic (zdolni Ogorzały i Tokarczyk). Oczywiście nie przeczę, że pokuszę się o testy zagranicznych piłkarzy. Przedstawicielstwa mam również w Azji, rozmawialiśmy choćby z pewnym Nigeryjczykiem, który tam występuje. Nie chcę jednak przesadzać z zagranicznym zaciągiem.
Chwila przerwy… (dyrektor kupuje bilet powrotny do Krakowa. Właśnie wraca z Warszawy, gdzie odbywał spotkanie z polsko-armeńską komisją międzyrządową - przyp. red.).
Stranieri muszą być dwie klasy lepsi od naszych rodzimych piłkarzy. W przeciwnym razie grać będą młodzi Polacy.
Czy zagraniczni piłkarze, których ma Pan na oku, nie mruczą pod nosem „to tylko pierwsza liga”?
- Nie wydaje mi się, a przynajmniej nie spotkałem się z takim zachowaniem. Młody chłopak przychodząc do pierwszej ligi polskiej ma szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności. Mamy transmisje telewizyjne, chłopaki czują szansę wypromowania się. To układ korzystny dla obydwu stron. Dla nas, bo możemy na tym skorzystać finansowo, a dla zawodnika z powyższych, wiadomych względów. Oczywiście pod warunkiem, że wiemy jak ułożyć treść kontraktu.
Dlaczego właściwie pomaga Pan Sandecji?
- Proszę Pana, podpisaliśmy umowę między Sandecją, a Barciczanką. Wypożyczamy sobie zawodników. Piłkarze ogrywają się i korzyść jest obopólna. Mam sentyment do Sandecji. Lubię sport i całą tę otoczkę. Przyznam, że nie chciałem pełnić funkcji dyrektora sportowego w Nowym Sączu ponieważ nie chciałem pracy z przyjacielem (prezesem klubu Andrzejem Dankiem – przyp. red.). Ale w końcu zgodziłem się i wsiąknąłem. Odpowiadam za wiele spraw. W najbliższym czasie będziemy chcieli obniżyć kontrakty pewnym piłkarzom. Nie może być przecież tak, że rezerwowy dostaje trzy razy tyle co zawodnik pierwszego składu. Na pieniądze trzeba sobie zasłużyć.
Jest Pan prezesem Barciczanki, dyrektorem Sandecji, prowadzi własne interesy za granicą. Jak Pan na to wszystko znajduje czas?
- Nie pierwszy raz słyszę to pytanie (śmiech). Jeden z ministrów na wspomnianym spotkaniu, również mnie o to zagadnął. Nie będę odkrywczy jeśli powiem, że organizacja to podstawa. Oczywiście kosztem pewnym wyrzeczeń, choćby rodzinnych. Obowiązki to jednak obowiązki. Taki już jestem, że pracuję rzetelnie, dotrzymuję terminów i umów. Dodatkowo moje działania są ułatwione, bo dobrze współpracuje mi się z rzecznikiem Biało-Czarnych Michałem Śmierciakiem. Poza tym nie chcę żeby ktoś ganiał mnie później po ulicy (śmiech)!
Rozmawiał Remigiusz Szurek
Fot. Sandecja
TEKST UKAZAŁ SIĘ NA ŁAMACH PORTALU SĄDECZANIN.INFO
Komentarze
Prześlij komentarz