Kolekcjonuje XIX-wieczne krasnale! Ma ich około 300
Goszcząc u sądeczanina Mariusza Kędzierskiego można przekonać się, że pozory mylą. Ten dobrze zbudowany 43-latek, karateka, były ochroniarz, ojciec dwójki dzieci w tym Grzegorza, o którego wyczynach w karate jakiś czas temu pisaliśmy na naszych łamach, może pochwalić się bowiem niezwykle interesującą pasją.
Kolekcjonuje krasnale, ale nie takie zwykłe jakich pełno na działkach, lecz stare i bardzo cenne. Czeskie, niemieckie, austriackie, a nawet japońskie. Drewniane i terakotowe. –Sporo eksponatów znajduje się w moim londyńskim domu, gdzie również mieszkam – mówi. Na wstępie zaznacza, że nie chce aby ludzie pomyśleli, iż się chwali. – Mariusz, to nie tak, po prostu pokazujesz, że można mieć pasję. Tyko tyle i aż tyle – wyjaśniam.
Krasnalami interesuje się od dziecka. Szczerze przyznaje, że jest maniakiem antyków. - Pierwsze hobby to karate, a drugie właśnie to. Mam w domu małe muzeum – śmieje się. Gdy pytam go dlaczego zbiera akurat krasnale, pada szybka i szczera odpowiedź. - To tęsknota za dzieciństwem, kiedyś ktoś mi tak powiedział. Mój ojciec był alkoholikiem, zdarzało się, że wraz z mamą i bratem uciekaliśmy do sąsiadów – zwiesza głos.
Zobacz galerię zdjęć.
Eksponaty Kędzierskiego pochodzą z początku XIX wieku. - Możliwe, że te drewniane są jeszcze starsze od terakotowych – zastanawia się. Rozmawiając o kolekcji, naturalnym pytaniem jest to o jej wartość. – To straszne pieniądze – przyznaje i jako dowód pokazuje jednego z krasnali na aukcji internetowej. 1400 funtów za amatorsko odnowiony egzemplarz. - Mam znajomą, która remontuje moje krasnale. Ona się na tym zna, robi to profesjonalnie, a nie jest to takie proste.
Za chwilę proszę go by pozował mi do zdjęcia. Ustawia się przy kilku krasnalach stojących na komodzie. - Na tej półce, można powiedzieć, stoi nowy Nissan Qashqai. Zamiast wypasionego auta, wolę jednak uzupełniać kolekcję – znów się śmieje.
Swoimi „podopiecznymi” nie handluje. - Jest kilka, które może i mógłbym sprzedać, ale generalnie mówię nie. Handluję antykami, to mój taki trzeci zawód – wyjaśnia. Kupuje je na aukcjach internetowych, wiele nabył również poprzez słynny dom aukcyjny Christie’s.
W Anglii mieszka od 21 lat. Przemieszcza się po świecie. – Z racji tego, że mój 17-letni syn jest karateką, jeździmy w różne miejsca na treningi, obozy.
Wspomina jak przy londyńskiej Portobello miał swój sklepik z antykami. - Szło dobrze, ale wraz z żoną musieliśmy to zakończyć. W soboty nie handlujemy, mamy Szabat. Obecnie, rynek jest jednak inny, popsuty. Jeszcze około roku 2000, na handlu w sklepiku można było zarobić krocie. Przychodzili Japończycy i Arabowie. W jednej chwili wykupywali cały sklep wydając przy tym kilkadziesiąt tysięcy funtów. Teraz jest ciężko, naprodukowali dużo podróbek. Prawdziwy antyk trzeba wziąć do ręki, by poczuć jego moc – ilustruje.
Nad konserwacją eksponatów, nie spędza zbyt wiele czasu. – Wystarczy przetrzeć je ręką – wyjaśnia.
Nie ma jednego ulubionego wśród „figur z czapką”, bo jak przyznaje każdy jest inny, oryginalny na swój sposób. Czuje z nimi pewnego rodzaju więź. Ciekawostką jest fakt, że niektóre z krasnali mają szklane oczy, których niegdyś używali... ludzie.
Ładnych parę lat temu, uczęszczał do sądeckiego przedszkola na Szujskiego. -Często przechadzałem się dalej, do innej placówki, tej na Podhalańskiej. Tam stał taki duży, piękny, metrowy krasnal. Planuję spotkanie z panią dyrektor. Chciałbym wiedzieć gdzie on się podział – uśmiecha się.
Kocha ludzi z pasją. Nie tych co jedynie lansują się w sieci, mają piękne domy, ale w nich jest tylko echo. - Jeżdżą na wakacje, na Majorki jak inni, a przecież nasza Polska jest piękna, Nowy Sącz jest piękny. I w życiu trzeba mieć prawdziwą pasję.
Ma radę dla innych, którzy chcieliby rozpocząć przygodę z kolekcjonowaniem. – Trzeba mieć w sobie cierpliwość i wytrwałość.
Pytam Mariusza co daje mu kolekcjonerstwo. – Te krasnale przeżyły wojnę, to historia. Są naszym największy konikiem, mojej małżonki Magdaleny i moim. Chcemy coś po sobie zostawić, najlepiej dla prawnuków. Nasze życie jest bardzo barwne. Czuję adrenalinę. W dodatku to najlepsza inwestycja pieniędzy – zachwala.
- Johann Maresch, Heissner, Goldschneider – tych twórców krasnali ma w swoim zbiorze. Każdy z nich to jak Picasso dla kolekcjonerów obrazów.
Mariusz Kędzierski o swoich zainteresowaniach może opowiadać godzinami, ale tak ma każdy człowiek, który poczuł smak pasji. Często swoimi przemyśleniami chce się dzielić z innymi. Prócz krasnali, nasz rozmówca ma w kolekcji m.in. bardzo stary i cenny, porcelanowy… nocnik (zapewne najstarszy w Nowym Sączu), dziadki do orzechów pod różnymi postaciami czy rzeźby dickensowskie - zwierzęta odziane w ludzkie szaty. – Kolekcja stale się powiększa. Zapraszam za jakiś czas. Znów będzie coś nowego – puszcza oko.
Remigiusz Szurek
Fot. (RSZ)
Sądeczanin.info [Galeria zdjęć]
Komentarze
Prześlij komentarz