Żyjemy, bo ktoś tak kiedyś ustalił, A odchodzimy seriami, Świat trwa nadal, jak trwał, Ptaki śpiewają parami. Nie ma dnia, By co moment. Cicha neuroblastoma, Nie odbierała rodzicom ich małego anioła. Dzieci odchodzą w szpitalach, Starsi w domach opieki, A ja co dnia się cieszę, Gdy znowu otwieram powieki. Płyną nam pory roku, Drzewa zmieniają swój kolor, W rzekach woda szumiała, Szumi, a w końcu wpadnie do morza. Nie wiem ile przede mną, Ile zdążę zobaczyć, Ile nerwów poszarpię, Gdy znów telefon z redakcji. Wiem jednak, że sam, Muszę swe życie brać w garść. Pojechać w świat, Sprawdzić, gdzie kwitnie paproci kwiat. Kiedyś przyjdzie ta pora, By odejść, jak inni, daleko. Żałoba tu potrwa dni kilka, Później wróci codzienność. Nie myślę jednak, co będzie, Bo szkoda: nerwów i czasu, A to aż nadto zachęta, By nie robić zbędnego hałasu. Jest kilka dróg do szczęścia, Znaleźć je na natury łonie, Oderwać...