Henry wrócił, a... Smuda swoje
Thierry Henry. Piłkarz - legenda. Do niedawna kopał jeszcze piłkę w półamatorsko-soccerowym wydaniu. Wczoraj jednak - jak to mawiał Leo - znalazł się po jasnej stronie księżyca, a więc oficjalnie wrócił do Europy. A uczynił to z przytupem! W meczu Pucharu Anglii z Leeds United kilka chwil po wejściu na murawę zdobył bramkę (ZOBACZ TUTAJ) - w swoim stylu uderzając futbolówkę po ziemi - dającą zwycięstwo i awans ekipie Wengera. Radości nie było końca. Polały się też łzy szczęścia (Thierry coś wrażliwszy się zrobił). Na trybunach tabuny ludzi podniosły peany na cześć "boga, który zszedł na ziemię", a " w blasku francuskiej gwiazdy" - jak to ujął komentator spotkania - ogrzał się także nasz Szczęsny... Konkluzja pół żartem, pół serio? Niektórzy starsi potrafią grać w piłkę na równi z młodymi, a czasem i lepiej. Szkoda, że nie zauważa tego Franciszek Smuda i nie powoła do kadry... Henry'ego? Nie. Chodzi mi choćby o Żewłakowa, Michała Żewłakowa.
Fanka Francji i Henry'ego
Fanka Francji i Henry'ego
Z nr. 13 na plecach gna co sił w nogach Wojtek Szczęsny
Fot. sportklub
Lubię takie sentymentalne powroty, nawet bardzo.
Tekst z 10.01.2012
Tekst z 10.01.2012
Komentarze
Prześlij komentarz