Szurek o Ekstraklasie - cz. 8: słoweńskie drewno z Krakowa
Po każdej kolejce ligowejnaszej rodzimej Ekstraklasy, na łamach Wiadomosci24.pl postaram się skomentować jedno bądź kilka spotkań.Zapraszam zatem do śledzenia cyklu "Szurek o Ekstraklasie".
I tym razem nie będę owijał wbawełnę – tak jak ostatnio. Nie oglądałem wszystkich meczów 26. kolejkiEkstraklasy, bo nie miałem zamiaru. Tak po prawdzie zerknąłem jedynie na dwa.Wisłę i ŁKS oraz Lecha z Lechią, ponieważ wydawały mi się najciekawsze,naturalnie. W gruncie rzeczy – nie zawiodłem się, przynajmniej tym razem.
Abdykujący mistrz Polski z Krakowazdobył trzy bramki co wystarczyło by pokonać łódzkiego kandydata do spadku zelity. ŁKS grał momentami…bardzo dobrze, ale specjalnie się temu nie dziwię, ato z tej racji, że pół tamtejszego składu spokojnie poradziłoby sobie grając wBiałej Gwieździe (choćby Saganowski, Gercaliu, Bonin czy Laizans).
Co warte odnotowania Tzvetan Genkov,który ustrzelił w tym spotkaniu hat-tricka był pierwszym wiślakiem od dwóchlat, któremu udało się dokonać tej sztuki w jednym meczu. Wisła po raz pierwszyna wiosnę odniosła ligowe zwycięstwo u siebie i po raz pierwszy od 4 grudniaub. roku potrafiła strzelić w Krakowie bramkę. „To jest mistrz Polski?” –pytali sami siebie fani na forach internetowych.
Oczywiście, że to nie jest mistrz.Trzęść nogami przed rywalem w eliminacjach Ligi Mistrzów będą musieli zapewnelegioniści. Ale wróćmy do krakowian. Ci zagrali wreszcie z zacięciem w oku iprzez 58 minut wydawało się, że ŁKS jest masochistą bowiem przegrywał już 0:3 –wierzę, że walecznym łodzianom najbardziej w całej lidze zależy na każdym nawetnajmniejszym punkciku i każda porażka boli ich podwójnie. Ostatnie 30 minut grypokazało jednak, że niemal murowany kandydat do spadku może być niemal lepszyod mistrza Polski i to na jego terenie. Niemal to jednak to samo co prawie, ajak wiemy prawie robi wielką…, choć w tym przypadku nie tak wielką.
„Brawo” Kirm!
Byłbym zapomniał. Andraż Kirm,który rozegrał w sobotę pełne 90 minut jest bardziej drewniany niż stos drzew wtartaku. Ktoś kiedyś napisał tak o innym kopaczu ale uważam, że do Słoweńcapasuje to najodpowiedniej. 27- latek to wrak piłkarza. Specjalnie wspomniałem ojego wieku, bowiem do starości mu przecież daleko. Nie do końca wiadomo codzieje się zatem z tym gościem ale jego gra sprawia, ze kibicom pękają gałkioczne. Nie umie kopnąć, nie umie podać. Czy biega, czy nie, to i tak bez różnicy.Nie ma z niego żadnego pożytku… Nogi plączą mu się niczym starszemu panu, którywłaśnie dobrze zabalował, ale bynajmniej w tym przypadku nie jest to wyrafinowanydrybling, a przykry fakt.
Prawdziwy Rumak
Poznańska lokomotywa nabierarozpędu. Brawo Mariusz Rumak! Napisałem kiedyś, że Rumak nie jest ani dobrymrumakiem, ani czarnym koniem i to była wtedy prawda, bo przegrał z Wisłą wpucharze, a do tego w ogóle nie szło mu w lidze. Teraz jest inaczej. Lech wyższośćrywali musiał uznać ostatni raz miesiąc temu (16 marca z 0:2 Jagiellonią) i odtamtego czasu ma za sobą trzy zwycięstwa i remis, co pozwala mu na dziarskąwalkę o puchary. W spotkaniu z gdańszczanami, lub jak kto woli „słabą ibezbronną zwierzyną łowną prowadzonąprzez Janasa, który o zgrozo jest z zamiłowania myśliwym”, poznaniacy pokazalijakość. Co prawda dopisało im szczęście - bramka na 2:1 padła pod koniecspotkania gdy Wilk z Lechii niemal podał piłkę byłemu klubowemu koledze z Lecha– ale gospodarze byli w tym pojedynku dużo lepsi i udowodnili, że nawet grającbez swoich ogniw, a więc Stilića czy Krivetsa potrafią bardzo dużo. Każdy znich biegał jak fryga, a to już spora karta przetargowa w wyścigu do Europy. Nieumiał tego zaszczepić Bakero, a udało się Polakowi, w którym zaczyna płynąć…arabskakrew naturalnie.
Gratuluję wszystkim tym,którzy przeczytali ten tekst do końca i zapraszam na kolejne!
Komentarze
Prześlij komentarz