Widzew odprawiony z kwitkiem

Hala przy Reymonta zgromadziła dzisiejszego wieczoru niemal 400 widzów, co jest wynikiem niezłym, a już na pewno lepszym niż w ostatniej potyczce ligowej u siebie z ROW Rybnik, kiedy to trybuny ze względu na mecz Polska – Anglia świeciły pustkami. Trzeba przyznać, że równie bojowo ale inaczej niż na meczach piłkarzy brzmiał hymn „Jak długo na Wawelu...”. Widzew do Krakowa przyjechał jako ekipa, która jeszcze w tym sezonie nie wygrała. Co ciekawe w łódzkiej drużynie próżno szukać zagranicznych nazwisk, zupełnie inaczej jest za to w Wiśle, gdzie największymi gwiazdami są stranieri.


Photo


Fot. Emil Kołodziej/Lifesport.pl

Pierwsze punkty w sobotnim spotkaniu zdobyły łodzianki, gdy na rzut za trzy zdecydowała się Aleksandra Pawlak. Wisła odpowiedziała błyskawicznie. Krakowianki miały jednak słabą celność, a koszykarkom Widzewa zdarzało się popełnić błąd kroków. Wspomniana już Pawlak znów zdobyła trzy punkty i mieliśmy remis 5:5. Na około 5 minut przed końcem pierwszej kwarty było z kolei 9:9. Potem delikatnie przeważały wiślaczki. Trener przyjezdnych, Ryszard Andrzejczak dopingował swoje podopieczne „Gramy jeden na jednego i spokój przede wszystkim!” co przyniosło efekt, bowiem na niespełna minutę przed końcem kwarty na tablicy wyników widniał rezultat 17:17. Ale jednak to Wisła potrafiła zwyciężyć pierwszą odsłonę gry, kiedy to Joanna Czarnecka rzuciła trzy oczka.


Druga kwarta była bardzo podobna do pierwszej. Gospodynie znów grały mało skutecznie, a przyjezdne zle obliczały kroki. Trener Widzewa krzyczał „grać agresywniej!”. Na nic się to jednak zdało, ponieważ na niespełna 5 minut przed końcem kwarty Cristina Ouvina odebrała rywalkom piłkę niczym przysłowiowym dzieciom we mgle. Hiszpanka dzięki swej wielkiej waleczności po chwili znów błysnęła, gdy zdobyła dwa punkty. Widzew grał jednak mądrzej i dzięki temu wygrywał na półtorej minuty przed końcem w stosunku 36:33. W szeregi Wisły wdarły się przez to nerwy. Efektem była szarpana gra i choćby dwa niecelne rzuty wolne Petry Stampaliji. Łodzianki tymczasem w odróżnieniu od wiślaczek potrafiły wykorzystać szansę i trafiały rzuty wolne – jak również te z akcji - ze stuprocentową skutecznością. Na 60 sekund przed końcem było już 38:34 dla Widzewa. A Wisła grała „swoje”, przykładem nieporadności wykazała się... Stampalija gdy nawet z najbliższej odległości nie potrafiła wrzucić piłki do kosza. Tuż przy lini swoje koleżanki z Łodzi energicznie wspierała Rzeznik. Być może dlatego druga kwarta zakończyła się zwycięstwem widzewianek.


15 minut przerwy dobrze zrobiło krakowiankom. Od początku trzeciej kwarty zaczęły bowiem grać „ z zębem”. Najpierw szybko trafiła Krężel, potem trzy punkty dołożyła De Mondt, a chwilę pózniej do punktujących koleżanek dołączyła także Żurowska. Po dwóch minutach nowej kwarty zrobiło się remisowo – 43:43. Po czterech minutach gry parkiet z urazem opuściła Oudina, która ucierpiała w walce pod koszem. Na szczęście dla Wisły punkty seriami zaczęła jednak zdobywać Stampalija (brawa za odrodzenie), a dodatkowo obudzili się ultrasi, którzy w liczbie około 30 osób ożywili halę. Co prawda gdy śpiewali „Wszyscy wstają i śpiewają” wszyscy na hali... siedzieli, ale i tak gra krakowianek znacznie się poprawiła, czego efektem była wygrana w tej części gry w stosunku 66:58.


„To żadna przewaga” – krzyczała co prawda pocieszająco łodzianka Rzeznik, ale widać było, że podopieczne Hernandeza zaczęły grać swoje. Po półtorej minucie gry Dora Horti wykorzystała niecelne podanie przyjezdnych i zdobyła łatwe punkty. Po czterech minutach było 74:60, po siedmiu już 81:61. Jeszcze Katarzyna Suknarowska wykorzystała dwa rzuty wolne, a Krężel jeden i na hali mogły rozbrzmieć brawa. Wisła wygrała 87:64, co patrząc na przebieg meczu nie było łatwym zadaniem.


Opinie pomeczowe:


Ryszard Andrzejczak (trener Widzewa): Przez pierwsze dwie kwarty tylko rozdrażniliśmy lwa. Przyczyny naszej porażki szukałbym w spadku naszej skuteczności. Mimo wszystko było to dobre zawody, również z naszej strony.


Jose Hernandez (trener Wisły): Słabo rozpoczęliśmy mecz w defensywie. Z kolei łodzianki dobrze się broniły. Być może przyczyną naszej słabszej dyspozycji w obronie był fakt, że niektóre z moich zawodniczek myślały, że są gwiazdami z WNBA? W drugiej połowie graliśmy już jednak dużo lepiej. Zdobycie w tym czasie 53 pkt i strata 26 tylko to poświadczają.


Wisła Can Pack Kraków – Widzew Łódz 87:64 (21:17, 13:21, 32:20, 21:4)


Wisła Can-Pack: Anke De Mondt 17 pkt, Katarzyna Krężel 13 pkt, Dora Horti 12 pkt, Petra Stampalija 12 pkt, Justyna Żurowska 11 pkt, Joanna Czarnecka 8 pkt, Cristina Ouvina 6 pkt, Paulina Pawlak 6 pkt, Katarzyna Suknarowska 2 pkt.


Najwięcej dla Widzewa: Aleksandra Pawlak 22 pkt, Anna Tondel 11 pkt, Małgorzata Chomicka 10 pkt.


Sędziowie: Mariusz Adameczek, Karol Nowak, Mariusz Nawrocki


Widzów: 400


Z powodu problemów technicznych tekst dodany dopiero dzisiaj


Relacja również na: LIFESPORT.PL

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazwyczaj tak się zdarza, że jedna drużyna wygrywa natomiast druga niestety nie. Jak ja obstawiam sobie mecze piłki nożnej w https://www.iforbet.pl/zaklady-bukmacherskie to również przede wszystkim gram na wygraną danego zespołu. Wtedy wolę zagrać po prostu większą kwotą.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Cmentarz w Kobylance. Połowa października 2021

Z aparatem. W przeddzień Wszystkich Świętych - wizyta na cmentarzu w Gorlicach 28/10/2024

Filmy na Halloween - moja TOP 10 horrorów