W imię pasji *
Odkurzony tekst...
Fot. archiwum autora
Jest zafascynowany Antonim Hyblem, słynnym rzeźbiarzem i malarzem, który tworzył w Ropie. Dobrze trafił. Mieszka kilkadziesiąt metrów od domu wspomnianego artysty. - Ten człowiek zrobił na mnie wielkie wrażenie, znam jego historię, tym bardziej, że moim domem jest obecnie Ropa – wyjaśnia.
Ks. Stanisława Porębskiego czyli ropskiego proboszcza (od 15 sierpnia 2010 roku - przyp. red.) odwiedzam na miejscowej plebanii. Jej wnętrza pełne są drewnianych figur, które zdają się obserwować wchodzących tajemniczym wzrokiem. Jak przyznaje jest bardzo zapracowany, ale na kilkunastominutowy wywiad znajdzie czas, lecz zastrzega bym napisał, że nie zabiega o rozgłos, a na rozmowę zgadza się wyjątkowo.
Wspomina swoje dzieciństwo i początek przygody z rzeźbiarstwem. – Jako mały chłopiec czułem taką potrzebę, dodatkowo mój tata był stolarzem. Początkowo tworzyłem zwyczajnym scyzorykiem, a nie jak teraz dłutem. Liczył się bardziej sam fakt robienia czegoś, a nie efekty pracy. Z czasem zacząłem się w to zagłębiać i budować większe rzeźby – przyznaje.
Jego zbiór liczy obecnie kilkadziesiąt eksponatów. Większość z nich wisi na ścianach plebanii, inne porozstawiane są na półkach, a jeszcze inne rozdał rodzinie oraz znajomym. Kilka rzeźb znalazło swoje miejsce w muzeach. Nie chce jednak o tym mówić, tak jak nie chce umieszczać swoich prac w kościele. – Nie zależy mi na jakiejś autoreklamie – wyjaśnia. Na każdym kroku podkreśla również, że niezręcznie jest mu w ogóle opowiadać o swojej osobie. Narzeka na czas. - Jako ksiądz mam sporo obowiązków. A obowiązek to obowiązek. Nawet jeśli wieczorem zaplanuję sobie, że będzie wolna chwila to nagle dzwoni niespodziewany telefon, ktoś wpada na rozmowę, a wtedy trzeba wszystko zostawić i iść. Odrywam się. A wiadomo, że trudno potem ponownie wejść w temat. To tak jak z pisaniem tekstów. Ciężko wrócić do przerwanej myśli – opowiada. Po chwili dodaje również, że nieraz bywa tydzień, że rzeźbi codziennie, a bywa, że miesiąc nie dotknie się wcale. - Najlepsze do takiej pracy są jesień i zima, bo to pora najlepsza na koncentrację. Lato to czas na rower i bardziej aktywne czynności – wyjawia.
Jak zdradza, jego dzieła powstają nagle. - To potrzeba chwili. Przychodzi natchnienie, człowiek bierze kawałek drewna i działa. Nie mam przed sobą wzoru, zdjęcia, niczego nie planuję. Czasem jest tak, że ten kawałek jest mały, wtedy do niego dopasowuję to co stworzę. To materiał i przyroda dyktują mi co mam robić, nie odwrotnie. Proces trwa długo, ponieważ jak wspomniałem nigdy nie dysponuję jednolitą ilością czasu i niekiedy dzień pracy zmienia się na kilka dni, czy tygodni – mówi.
Głównym motywem jego prac jest wątek religijny, lecz nie ogranicza się do jednego tematu. Prócz scen biblijnych spod jego ręki wychodzą podobizny ludzi, zwierząt czy obraz przyrody. Najlepszym materiałem według księdza Stanisława jest lipa. - Ktoś powie „ale lipa”, a to naprawdę szlachetny materiał. Po pierwsze jest miękki, po drugie jednolity, a po trzecie robaki się go szybko nie imają. Z drewnem innego rodzaju bywa już różnie – wylicza.
W swojej pasji widzi wiele pozytywów bo jak podkreśla, jeśli ktoś coś lubi, to nic dla niego nie jest trudne. – Rzeźbiąc skupiam się na szczegółach, ale wystarczy chwila nieuwagi i dłuto przekłuwa… palec. Można powiedzieć, że krwią okupiłem swoje dzieło – śmieje się. Jak podkreśla nie jest zobligowany do „zimnej” produkcji bo nie robi niczego na zamówienie, nie gonią go terminy. - Robię to dla przyjemności, relaksu i satysfakcji. Po takiej pracy mam siłę do działania! – zachwala.
Pracowni praktycznie nie posiada, tworzy w… pokoju. Za każdym razem jak podkreśla sprząta po sobie. - Nie ma tak, że nabałaganię i posprzątam kiedy indziej. W warsztacie może by to przeszło, ale pracuję przy biurku, czasem przy stole, a czasem trzymam drewno na kolanach. Miejsce zależy od tego jak duża będzie to rzeźba. Jak więc widać muszę trzymać porządek – przyznaje.
Cieszy się, że ciągle coś robi. Nie planuje. Żyje chwilą. – Nie myślę co wyrzeźbię za miesiąc, ponieważ wiem, że wtedy najtrudniej takie coś zrealizować. Skupiam się na mniejszych pracach, tych najbliższych, które też dają satysfakcję, tym bardziej, że ani ich nie wystawiam, ani nie sprzedaję, a zachowuję je dla siebie – dodaje. Na pytanie co o jego rzeźbieniu sądzą bliscy, czy znajomi odpowiada, że jedni pewnie traktują to z podziwem, a jeszcze inni ze śmiechem bo każdy interesuje się czym innym.
Pytam na koniec czy warto jest mieć pasję w życiu. On bez wahania odpowiada, że nie tylko warto ją mieć, a wręcz trzeba. Z przekonaniem w głosie wylicza, że pasja uspokaja, wycisza, rozwija, a człowiek poszerza swoje horyzonty, buduje wyobraźnię, staje się bardziej cierpliwy. - Polecam to każdemu. Nawet zwyczajne spacery można by pod to podciągnąć. Każda pasja jest dobra, jeżeli czujemy, że robimy coś dobrego i pożytecznego. Zachęcam, bo tylko wtedy się rozwijamy, jesteśmy otwarci na innych. Człowiek zostawia na ziemi cząstkę siebie, gdyż on sam przeminie, ale coś jednak po nim zostanie. I tego się trzymam! Chciałbym by o mnie pamiętano – kończy pokazując mi trzy obrazy martwej natury, które ostatnio namalował. – Napisze pan o tym innym razem. I tak powiedziałem już zbyt wiele – ucina skromnie ksiądz proboszcz z Ropy.
Materiał został opublikowany na łamach Gazety Gorlickiej 29.06.2012.
* Materiał ukazał się pod innym tytułem.
Komentarze
Prześlij komentarz