Robert Kasperczyk: „To mnie przeraża”
Po wygranej Sandecji Nowy Sącz z GKS-em Katowice 4-2, rozmawiamy z jej trenerem Robertem Kasperczykiem.
4-2 z GKS-em Katowice, w dodatku na jego terenie i przy transmisji TV, robi wrażenie.
- Nie traktowaliśmy tego spotkania jakoś specjalnie. Chcieliśmy pokazać ile jesteśmy warci, niemal w prawie optymalnym składzie, bo bez Bartka Dudzica. Po porażce z Wisłą Płock mieliśmy w sobie złość, chcieliśmy odrobić punkty i to się udało.
To ciągle początek rozgrywek, które powoli wchodzą w tę bardziej decydującą fazę. Widać już zarys trendów jakie mogą panować w tej lidze.
Patrząc z perspektywy trybun, dało się zauważyć, że mieliście plan na ten mecz. Nie było łatwo, ale i tak wypunktowaliście przeciwnika. To też trzeba umieć.
- Mieliśmy obraz gry drużyny przeciwnika. Nie ukrywam, że nie płakałem z tego powodu, iż nie wystąpił Goncerz. Znam tego zawodnika. Nie chcieliśmy stosować defensywnej piłki. Gdy wychodziliśmy z kontratakiem to w sześciu, siedmiu. Tak trzeba, inaczej z GKS byłby problem. Wykorzystaliśmy również brak Jurkowskiego. Leimonas popełniał błędy. Po prostu pewne ogniwa są nie do ruszenia. Skorzystaliśmy z tych faktów, czyniąc to z premedytacją.
Zajmujecie drugie miejsce w lidze jeśli chodzi o ilość strzelanych bramek. Chciał Pan drugiego napastnika i są teraz tego efekty.
- Tak. Nie chodziło jednak o to by ściągać po prostu drugiego zawodnika, ale o możliwość dokonania pewnego typu rozwiązań. Np. o rozpoczęcie meczu z dwójką napastników lub wprowadzeniem jednego z nich w trakcie gry. Nasi atakujący (Aleksander, Čtvrtníček – przyp. red.) bardzo dobrze się uzupełniają. Być może gdyby byli z nami od początku przygotowań, to teraz gralibyśmy systemem 4-4-2.
Pod koniec pierwszej połowy w Katowicach, Nather walczył już z kontuzją. Nie wpuściłem Tarasenki, Nowaka czy Szczepańskiego, którzy powinni zameldować się na boisku z układanki. Zdecydowałem się za to na drugiego napastnika, czułem, że możemy wygrać, a nie tylko zremisować. Nie pomyliłem się. Józek (Čtvrtníček – przyp. red.) zdobył bramkę i zaliczył asystę. Nie twierdzę, że takie rozwiązanie zawsze będzie się sprawdzać, ale akurat w piątek było super.
Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, tracicie również sporo bramek. „14” to trzeci wynik w pierwszej lidze.
- Wiedziałem, że zada Pan to pytanie (śmiech). To dużo. Na początku sezonu traciliśmy gole po stałych fragmentach gry, w wyniku indywidualnych błędów, z braku koncentracji.
Inaczej niż ostatnio.
- Niestety, w ostatnim czasie pojawiały się proste błędy w ustawieniu. Musimy strzelać o jedną bramkę więcej niż tracimy. To mnie trochę przeraża, choć dla kibica to lepiej bo atrakcyjniej dla oka. W pierwszej lidze są drużyny, które grają bardzo defensywny futbol. Ale myślę, że warto ryzykować, każdy woli oglądać Sandecję grającą ofensywnie. Gramy sporą ilością atakujących i taki styl wręcz wymusza nasze błędy w tylnich formacjach. Możemy robić tak, że zaatakujemy jednym napastnikiem i dwoma skrzydłowymi. Pozostała siódemka będzie stała murem przed bramką, tylko pytanie czy na pewno akurat tędy droga?
Na wyjeździe nie przegraliście jeszcze meczu w tym sezonie. W domu już dwa razy. Z czego się to bierze?
- Ostatnio trafiliśmy na Wisłę Płock, chyba głównego kandydata do awansu. Nieprzypadkowo w ub. sezonie ta drużyna zajęła trzecie miejsce na zapleczu ekstraklasy. Ten rywal pokazał nam w drugiej połowie gdzie nasze miejsce. W pierwszej odsłonie to my byliśmy lepsi, ale w drugiej zostaliśmy wypunktowani. Z kolei przeciwko Bytovii Bytów widać było u nas brak zgrania. Wyszły nieporozumienia, pojawiły się błędy, szybko straciliśmy bramkę, gnietliśmy, ale na niewiele się to zdało.
Nie powiem chyba nic odkrywczego, ale szybciej cementuje się ze sobą zespół, który gra w tym samym lub podobnym składzie kilka rund. W Sandecji każdy wie jak jest. O ile zatem wcześniej widać było braki w naszym zespole, o tyle teraz, jak w meczu z GieKSą, możemy grać pięć meczów z rzędu na dobrym poziomie. Odnośnie spotkań u siebie, zaznaczę, że nie jestem za tym żeby grać je seriami, tak jak to niedawno miało miejsce.
W sobotę zmierzycie się z Zagłębiem Sosnowiec. Przerwiecie passę dwóch meczów bez zwycięstwa w Nowym Sączu?
- Jest jeden minus. Po Katowicach mamy czterech zawodników zagrożonych kolejną żółtą kartką. To Dudzic (nie grał z GKS-em), Bartków, Słaby i Baran. Oni jednak nie kalkulują lecz fakt jest faktem. Chcielibyśmy wygrać, wiadomo, ale nie jestem wróżką lecz trenerem (śmiech).
Rozmawiał Remigiusz Szurek
Fot. (RSZ)
Kibicu, czytaj i komentuj również na:
@RemikBlog na Twitterze
Fanpage autora na Facebooku
Komentarze
Prześlij komentarz