Oddech w Grodzie
Kraków nocą, ale też niezbyt późną. Trzecia z pór roku. Jeszcze ciepła, szumiąca. Odkąd pracujemy, nasze życie scalają ramy. Na szczęście zaciekle z tym walczymy. Wlewamy do swego żywota mililitry studenckiej dzikości, choć z całej czwórki na wykłady chadza już tylko jedno.
Pospolicie. Tradycyjnie. Dziesięć wypitych razem piw. Jasne rześkie i ciemne goryczką. Kwarantanna od pędzącego, śmierdzącego nowoczesnymi technologiami świata. Kazimierz. Stara Zajezdnia i małe klimatyczne knajpki. Po krakowsku. Słychać echa studenckości, w miejskiej gęstwinie widać sylwetki profesorów. Pięknie.
Trzy zjedzone kolacje w tym „kazimierzowe” zapiekanki, pozwalają na magiczne odkrywanie miasta.
Wreszcie ochrzciłem marynarkę. Drugą z dwóch, które aktualnie posiadam. Cieszę się jak dziecko. Barowe kufle uwolnione w przestrzeń tylko dodają pikanterii.
„Jesienią zawsze zaczyna się szkoła
A w knajpach zaczyna się picie
Jest tłoczno i duszno, olewa nas kelner
I tak skończymy o świcie (…)”.
Nucę sobie moimi jesieniami, odkąd znam słowa.
Fragm. T.Love - Warszawa
Komentarze
Prześlij komentarz