Ujrzał Ją razu pewnego, Zakochał się prędko i mocno. Śnił o kasztanowych włosach, I o tym jak biega dlań, niewinna,naga, O skórze gładkiej, bladoróżowej, boso. Marzył o Niej skrycie i hucznie, Jak to o pierwszej miłości. Gotów był zrobić wnet wszystko, Choć obca i nieznajoma. Nie wiedział jednak, że chora, Zmora tego świata toczyła Ją podła. Minęło raptem pięć pór, Kolejny ze snów zabazgrał się jako marzenie niespełnione. Odeszła za szybko, za lekko, Tak, że nawet późno, byłoby porą zbyt wczesną, Ale to był rak, nie byle jaki pasożyt i złodziej. Nocą chodzi na cmentarz, I żali się nad Jej grobem. Wierzby szumią płaczące, I brzozy z łez grochy ocierają mu kryształowe, Ale to już za późno, już cud się nie wydarzy. Byłbym zapomniał drobnostkę: Nie wiedział on, że również Ona, Kochała go mocno wzajemnie, Czekała, słuchała, patrzyła, Nie miała jednak odwagi, Pierwszej otworzyć swe serce. Niestety żyli miłością, Co platoniczną zwie się najczęściej, Ileż już pięknych par, Nie zostało jednak n...