Wyjście
Frysztak. Cmentarna cisza, księżyc mgliście rozmyty niczym na jakimś olejowym płótnie. Gwieździste niebo. Demonicznie pusto, gdzieniegdzie szklane pęknięcie znicza. Pięknie. W oddali wyje pies. Czuć zapach zniczy i szelest dusz. Godzina 1:28 AM. Stoję na baczność i oddycham gęstym, gryzącym dymem tysięcy granulatów parafinowych.
Potykam się o nagrobki i ekspresowo staram się poznawać historie ludzi, których ciała wypełniają ciasne piwniczki. Przez chwilę trzymam w ręku blaszane serca, które dorosły syn wyciął dla tragicznie zmarłego ojca… Po czymś takim oczy robią się wilgotne. Pokazuję memu tacie, rocznik 63’, nowe nagrobki: 60’, 61’ i 65’. „Zginął śmiercią tragiczną” a potem rak, rak, zawał. Najpewniej. Żyjesz i Cię nie ma.
Równie dobrze sami moglibyśmy już tu leżeć. Ty Czytelniku, ja piszący te słowa i sąsiad, który właśnie ogląda serial. Świat nie zmieniłby się przez to ani trochę. Może jedynie dla ziarenka - naszych rodzin.
„To grząski grunt, jaram polski skun”.
Cmentarz co roku poszerza się, jak w zegarku, zabierając przy tym pole dzikiej zieleni, zalewając ją betonem. Tyk, tyk, tyk. Kolory zniczy nieco koją nieuchronny niepokój. – Ciekawe, co chcieliby nam powiedzieć wszyscy ci ludzie – zastanawia się kuzynka. – Pewnie wyciskajcie życie najmocniej, jak tylko możecie. Liczy się każda drobinka naszego wodnistego ludzkiego czasu, by ulepić z tego chwilę wartą zapamiętania – chcę wierzyć.
Dotykam zimnej płyty nagrobka. Jest ciepło mimo że martwiliśmy się ile zdołamy wytrzymać w temperaturze poniżej zera. Oddech zmienia się w mgiełkę, ale teraz chcemy tu zostać, jak najdłużej. Łykamy chwile, z każdym rokiem coraz ich mniej, ale chociaż teraz, gdy toczy się nasz żywot, mamy czyste sumienie i odświeżone umysły. Szczera modlitwa. Znów udało się wyjść „poza”. Tak mało i wiele zarazem.
Fragm. Małpa/Skała
Grafika moja i z Sokoła/Wyblakłe Myśli
Inne wolne myśli: Jesieni; Jesienny majestat; Moje miasto; Sam na sam w Grodzie
Komentarze
Prześlij komentarz